No i co się tak na mnie dziwnie patrzycie? Co? Że co obiecałem? Aaaa! Że skończę z prowokacyjnymi tytułami, tak? No i o co chodzi, przecież skończyłem? Serio serio. Patrzę właśnie na zegarek i jest 14:58. Przed minutą zakończyła się pierwsza seria drużynowego konkursu skoków narciarskich (Polska na piątym miejscu) i to tłumaczy obecność w tytule Adasia, który skoczył całkiem ładnie, choć nie rewelacyjnie. A skąd w tytule Andrzej Lepper? Otóż moi drodzy dziś o godzinie piętnastej (czyli właśnie teraz) moje piękne miasto nawiedzi ów śmieszny człowieczek w biało-czerwonym krawacie. tak, tak. Ogrodzieniec kopnął zaszczyt obecności w nim samego szefa Samoobrony. Daleko nie mam do Domu Kultury, gdzie go będą gościć, ale jakoś nie chce mi się (tradycyjnie) z domu wychodzić. Zresztą tak sobie patrzę przez okno i widzę, że wielu ludzi nie czeka na owo epokowe wydarzenie i ciężko by mi się było wtopić w tłum, bo tłumu po prostu nie ma. Cóż rzec, ludziska są już przyzwyczajeni do tego, że goszczą w naszych skromnych progach gwiazdy światowego formatu i ich wizyty nie powodują już drżenia nóg u mieszkańców mojego miasteczka. Nie ma porówniania do tego co to się działo jak zawitali do nas Just 5. Cały zamek ludzi się zebrał. Inna sprawa, że długo się nimi nie nacieszyli, bo mój znajomy Wally rzucił butelką po oranżadzie w Sadiego i się chłopaki obrazili. Do dziś myślę, że to było ukartowane, a Wally został opłacony. W końcu Just 5 zaczęli od swoich „Kolorowych snów”, a przecież każdy wie, że więcej piosenek nie mieli. A tak mogli pokazać faka i wyjechać w pośpiechu swoim wypasionym autokarem. I ja się chłopakom nawet nie dziwię, bo to był już ich trzeci koncert tamtego dnia… Tak czy siak sporo się zmieniło w mentalności gwiazdeczek od tamtego czasu, bo jakoś nikt po Just 5 nie wyjechał jak niepyszny w środku koncertu. A przecież różne mieli przeboje – Paweł Kukiz zatruł się pierogami w tutejszej knajpie i miał biegunkę, a Gosia Ostrowska musiała słuchać okrzyków dwóch pijanych gości krzyczących spod sceny żeby zdjęła bluzkę. Pani Gosia bluzki nie zdjęła co przyjąłem razem z kumplem, niejakim Komandosem, ze sporym zawodem. Wszak to my krzyczeliśmy…
Mam ostatnio wrażenie, że nie jestem cool, trendy i że nie nadążam za najnowszą modą. Tak obserwuję i widzę, że chyba najnowszym krzykiem mody są wesela. Gdzie się nie obejrzę to ktoś się hajta. Sam dwa tygodnie temu byłem na ślubie kumpeli, trochę wcześniej hajtała się moja serdeczna przyjaciółka Marta, a teraz… Siedzę sobie pewnego dnia w domu przy kompie (a to nowość!) a tu zagaduje mnie na GG mój przyjaciel Michał, zapalony fan „Star Treka” nie wiedzieć czemu noszący ksywkę Sinclair. Zagaduje i pyta czy nie wiem co się dzieje z moim bratem ciotecznym niejakim Lionem, bo ma do niego sprawę, a nie może się z nim skontaktować. Zgodnie z prawdą odparłem mu, że nie wiem. Co prawda to mój brat i w ogóle, ale rzadko się widujemy, bo mieszka dziesięć kilometrów stąd, a ja jak już wiadomo rzadko z domu wychodzę 😉 Tak więc nie mogłem pomóc Sinclairowi. Minęły dwa dni, a tu dzwoni telefon. Po drugiej stronie druta (bez skojarzeń!) Lion. Dzwoni powiedzieć, że z nim wszystko jest ok i że przeprowadził się do swojej panny w Zielonej Górze, bo w Zawierciu nie miał perspektyw. przyjąłem to do wiadomości, tak samo jak i to, że wkrótce będą się hajtać. Lekkim szokiem to skwitowałem, bo w życiu bym się nie spodziewał takiego rozwoju historii, no ale śnić mi się nie mogło, bo przyjechali jakiś czas potem i wręczyli mi zaproszenie na wesele. 2 października, data raczej kijowa i nie wiem czy pojadę, bo #1. uczelnia, #2. nie za bardzo mam z kim, #3. Zielona Góra jest wch daleko, a ja nie mam ani grosza. No, ale nie mówię nie, zobaczymy co powie Monika 😉 No, ale nie o tym miałem pisać tylko o tej nagłej modzie na wesela. Tylko wczoraj dwoje moich znajomych było na dwóch różnych weselach. Podzieliłem się owym spostrzeżeniem z moim kumplem Dropsikiem (kurna, wynika z tego, że jednak mam dużo kumpli 🙂 ) i mimochodem mruknąłem „Tylko czekać jak ty się hajtniesz z Gośką”. Dropsik się momentalnie skrzywił i powiedział, cytuję: „Eeeeee”. Przyjąłem to jego tłumaczenie i rozmowa poniekąd ześlizgnęła się na samochodowe tory, bo Dropsik zapytał mnie czy nie mam jakiegoś tam drzwiowego przełącznika światła do Forda Fiesty. Pokiwałem przecząco głową i skontrpytałem no co mu taki pśtyczek. A co na to Dropsik? Że sobie właśnie kupili z Gośką samochód… Taaak, „Eeee”… No i cholera ja sam zostanę bez pary i jak to będzie? Pozostaje pytanie czy żyć zgodnie z własnym światopoglądem, czy na siłę próbować gonić modę? Hehe, wiem, wiem, żartuję, nic na siłę nie będę robił. Byłem już zaręczony i jak na razie to mi powinno wystarczyć. A jak mi ktoś powie, że jestem sofciarz to zacytuję mu tą błyskotliwą ripostę Dropsika i tyle.
Podziel się tym artykułem: