Wyst.: Samy Naceri, Frederick Diefentahl, Marion Cottilard, Bai Ling, Emma Sjoberg
Reż.: Gerard Krawczyk
Ocena: 1+(6)
W Marsylii działa groźny gang dokonujący zuchwałych napadów na banki. Cechą charakterystyczną gangu jest to, że jego członkowie przebrani są za świetych mikołajów. Policja jest bezradna – choć bardzo się stara to pasmo kradzieży ciągnie się już od kilku miesięcy. Najbardziej załamany takim obrotem sprawy jest detektyw Emilien (Diefentahl). Nie śpi biedak po nocach, zamartwia się, a nawet nie zauważa, że jego piękna żona jest w ciąży. Co z tego skoro gang złodziei pozostaje bezkarny. Tymczasem zbliżają się święta Bożego Narodzenia i policja zaczyna podejrzewać, że właśnie na ten okres planowany jest kolejny napad na bank. Emilien wzmaga swoją czujność, a w razie potrzeby zawsze ma pod ręką swojego zaufanego przyjaciela – taksówkarza Daniela (Naceri) dysponującego wypasioną na maksa taksówką.
Trzecia część popularnego, francuskiego cyklu rozrywkowego przynosi niespodziankę w postaci tego, że zupełnie nie da się jej oglądać. Sprawa o tyle dziwna, że zarówno pierwsza jak i druga część filmu bardzo mi się podobały, a przecież w trzeciej odsłonie mamy do czynienia z identyczną jak i wcześniej obsadą jak i tym samym reżyserem. Tymczasem dostajemy film zupełnie nieoglądalny, na dodatek nakręcony techniką video – powoduje to sytuację, że przez cały czas czekamy (przynajmniej ja czekałem 🙂 ) aż zaczną się rozbierać i robić różne, brzydkie rzeczy. Bo ten sposób filmowania to dobry jest dla pornosów, ewentualnie dla niskobudżetowych horrorów. A dokładając fakt, że siłą rzeczy wszyscy gadają tu po francusku nie sposób oprzeć się wrażeniu, że film został wyprodukowany przez Marca Dorcela.
Nie ma w nim absolutnie nic godnego uwagi (plusik przy ocenie za dwie krótkie scenki, które szczerze mnie rozśmieszyły). Sprawia wrażenie jakby nakręcony został w jakieś trzy dni, a o posiadaniu scenariusza to sobie może co najwyżej pomarzyć. Umieszenie na początku filmu nazwiska Luca Bessona uważam za jego totalny upadek – nawet gdyby mi zapłacili to nie zgodziłbym się firmować swoim nazwiskiem tego „dzieła”.
W epizodzie pojawia się Sylwester Stallone i nie mam pojęcia co nim kierowało podczas podejmowania decyzji o wystąpieniu tutaj. Jesli pieniądze to założę się o wszystko co mam, że dziesięć razy więcej zarobiłby występując w jakiejś japońskiej reklamówce. I przynajmniej mało kto by go w takiej roli zobaczył. A tak to tylko wyszedł na idiotę.
Podziel się tym artykułem: