×
American Horror Story, s06e01.

American Horror Story, s06e01. Recenzja pierwszego odcinka szóstego sezonu

Po zwariowanym sezonie numer pięć na ekrany powraca z szóstym sezonem American Horror Story s06e01. Z obsady poprzedniego sezonu została większość, ale opowiadana historia, zgodnie z założeniem serialu, jest zupełnie inna. I zupełnie mniej zwariowana. Recenzja pierwszego odcinka szóstego sezonu American Horror Story s06e01.

O czym jest American Horror Story, s06e01

Po tragicznym wydarzeniu w życiu między-rasowego małżeństwa Matta (Cuba Gooding Jr.) i Shelby (Sarah Paulson) Millerów – Matt zostaje pobity w centrum miasta i o mało nie przypłaca tego życiem; gorzej u Sary, która w wyniku napadu traci dziecko, na którego narodziny oczekiwała – dwójka postanawia się przenieść w rodzinne strony Matta i tam zacząć wszystko od nowa. W Północnej Karolinie w otoczeniu oceanu i prastarych lasów mają to, czego aktualnie potrzebują – ciszę i spokój. Więcej, szybko znajdują wymarzony dom, który tylko czeka, by zakupić go za wyjątkowo okazyjną cenę. Położony w samym środku lasu z dala od cywilizacji wydaje się być wymarzonym miejscem do nabrania sił i naładowania akumulatorów przede wszystkim przez Sarę, która jest instruktorką jogi i jest też uczulona na gluten. Zakup udaje się sfinalizować mimo sprzeciwu miejscowych, którzy próbują przestrzec małżeństwo przed zakupem, a po wszystkim jedynie z dezaprobatą charkają i odjeżdżają w siną dal. Matt i Sarah wprowadzają się na dobre, a wkrótce w domu, jak i jego okolicach zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Wygląda na to, że nie jest tak sielsko i anielsko jak się wydawało (co oni, filmów nie oglądają?).

Recenzja American Horror Story, s06e01

Nie jestem fanem serialu American Horror Story. W całości widziałem tylko piąty sezon i jeszcze próbowałem dwa razy wciągnąć się w pierwszy, ale odpadałem po pierwszym odcinku. Może więc nie powinienem się odzywać w kwestii tego serialu, ale oczywiście mam to w nosie. Szczególnie, że sezon numer pięć – skoro go skończyłem – był całkiem niezły, a do połowy nawet bardzo dobry. Potem zaczęło się psuć. Ale i tak nie było tak nudno jak w American Horror Story, s06e01.

Specyfiką każdego sezonu American Horror Story jest to, że jeden różni się od drugiego, trzeciego itd. motywem przewodnim. Chyba do samej premiery szóstego sezonu nie było wiadomo, jaki będzie jego motyw przewodni, ale teraz już wiadomo, że raz będą to zapewne strachy rodem z folkloru prosto z The VVitch, a dwa stylizacja na telewizyjne programy z dreszczykiem, w których aktorzy odtwarzają to, co wydarzyło się tzw. szarym obywatelom. Podobnie jest w American Horror Story, s06e01 – opowieści o tym, co się wydarzyło słuchamy z ust Sary i Matta (Lily Rabe, André Holland), a odtwarzają to ww. Gooding i Paulson. Dość ciekawy to zabieg, który z jednej strony można skwitować: ueee, wiadomo, że przeżyją, a z drugiej może właśnie uśpić czujność widza ;).

Problemem American Horror Story, s06e01 jest brak większej oryginalności i nudna, niczym nie wyróżniająca się – choć dobra – realizacja. Pomijając formę telewizyjnego programu (z budżetem o wiele większym niż takie telewizyjne programy, co osłabia wiarygodność stylizacji) historia o domu w lesie i dziwnych odgłosach dookoła jest wyjątkowo banalna, jeśli choćby porównać ją z fabułą poprzedniego sezonu. Która też nie była jakaś wybitna, ale zrealizowana w tak porąbany sposób, że przez to oryginalna. A w s06e01? Czym się on różni od innych podobnych tematycznie produkcji? Niczym. Co z tego, że ładnie zaprojektowany dom prezentuje się ponuro i niepokojąco (niektóre pokoje sprawiają wrażenie jak gdyby patrzyły się na mieszkańców), a reżyser wie, jak budować napięcie, skoro koniec końców nic wielkiego z tego nie wychodzi. Parę standardowo strasznych scen (ile razy będą jeszcze jeździć po nocy nie patrząc na drogę tylko na telefon?), rosnące znudzenie wynikające ze zorientowania się, że chyba obejrzymy coś, przy czym nikt z twórców się nie wysilił oraz niekontrolowana wesołość przy scenach typu: zaalarmowany koleś tak jak stał wrócił w nocy, rano wyjeżdża, ale w domu odległego kilometry od jakiegoś większego sklepu nagle wyciąga zza pazuchy kamery monitoringu, które montuje przed wyjazdem. Osobiście bawi mnie też swoją kiepską i przerysowaną grą Angela Bassett. Za to cieszy, że Cuba Gooding Jr. po American Crime Story wraca do starej formy i może już nie będzie musiał grywać w nędznych produkcjach.

Jeśli więc nic się nie zmieni i nie czeka nas jakaś wielka fabularna wolta, to chyba można sobie odpuścić oglądanie szóstego sezonu, a przynajmniej będą mogli to zrobić ci podobni do mnie, którzy fanami serialu nie są. Jako taką nadzieję na zmiany daje podtytuł sezonu: My Roanoke Nightmare. Roanoke to nazwa „pierwszej angielskiej osady na obszarze Ameryki Północnej, której mieszkańcy zniknęli w tajemniczy sposób, przypuszczalnie zabici lub zasymilowani przez okoliczne plemiona Indian”. No ale co to niby wielkiego miałoby zmienić? Zapolują na uczuloną na gluten joginkę (myśleliście, że zupełnie z dupy wspomniałem o tym wyżej? :P) jako czarownicę?

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

  1. O tym że się popsuł serial w drugiej połowie to mógłbyś powiedzieć o każdej wcześniejszej serii oprócz 1 i 2, które są najlepsze. Taka tradycja serialu.

    ja oglądałem na bieżąco każdą serię i lubię tą zwariowaną, porytą bardzo produkcję, ale niestety pilot 6 serii jest nudny. Może przez to jak promowali ten sezon by nic nie wyciekło co do fabuły ale zupełnie nie podobał mi się odcinek. Każdy wcześniejszy sezon nawet jak okazał się całościowo słaby to miał jednak dobry początek, każdy pilot z poprzednich serii, w tym Hotelu był lepszym epizodem niż premiera 6 serii. Na dodatek ta stylistyka w formie paradokumentu w ogóle mi nie przypasowała mimo faktu że doceniam próbę zrobienia czegoś nowego/świeżego jak w seriach 1-5 i jeszcze ta narracja bohaterów po fakcie całkowicie wybijała mnie z klimatu. Choć pewnie jakiś twist będzie związany z faktem czemu bohaterów po fakcie grają aktorzy młodsi od Paulson i Goodinga – pewnie teraz będzie się pojawiał w każdym serialu Murphy’ego po roli Simpsona w ACS, tak jak Paulson i inni aktorzy (nie przeszkadza mi to, stwierdzam fakt). Zawsze nawet w najsłabszym momencie serial wyróżniał się świetnymi pomysłami jeśli o chodzi o stronę techniczną jak np. zdjęcia, dziwne ujęcia, itp, a tym razem tego elementu serial pozbawiono co nie byłoby wadą gdyby nie fakt że odcinek jest jak piszesz strasznie nudny i powtarza elementy znane z wcześniejszych serii (wątek z nawiedzonym domem był w 1 serii, między rasowe małżeństwo chyba też już było w 2 serii). Po raz pierwszy mam ochotę porzucić AHS całkowicie (choć podobno to ostatnia seria) co mi się wcześniej nie zdarzało w przypadku tego serialu , nawet jak sezony były słabsze. Nawet moja sympatia do Paulson, Bates, Bassett i innych aktorów nic tu chyba nie pomoże. Obejrzę jeszcze z 2 odcinki i jeśli poziom się nie podniesie to zrezygnuję z AHS.

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004