Gdybym mógł pisać na blogu tylko o filmach Takashiego Miike, to i tak miałbym całą furę roboty. O tym niezwykle płodnym japońskim reżyserze zwykło się mówić, że jego filmy albo się kocha albo się je nienawidzi (nie rozumie), ale wydaje mi się, że dawno już minął czas, kiedy takie stwierdzenie miało rację bytu. Zapraszam do recenzji Yakuza Apocalypse aka Gokudou Daisensou. Nie dodam, że „najnowszego filmu Miike”, bo to się zbyt szybko dezaktualizuje.
Takashi Miike – reżyser uniwersalny
Filmów obejrzanych na Warszawskim Festiwalu Filmowym mam za dużo, żeby o każdym pisać elaborat, więc raczej postaram się tu streścić. Nie ulega wątpliwości, że kino Takashiego Miike to kino specyficzne, a on, kolokwialnie mówiąc, ma nasrane we łbie. Japończycy zwykle znani są z tego, że są Japończykami (czyt.: gdyby ich nie było, trzeba by ich było wymyślić – cytuję za samym sobą :P), ale Miike to już wyjątkowy przykład japońskiego myślenia o kinie. Czyli w tym przypadku kinie, jakiego nie sposób zobaczyć nigdzie indziej. Całkiem możliwe, że to właśnie japońskie filmy zajęłyby pierwsze 100 miejsc na liście najdziwniejszych filmów świata, a większość z nich nakręcił Miike.
Z tego powodu jego twórczość zwykle określana jest jako zbyt specyficzna dla zwyczajnego widza i do pewnego momentu rzeczywiście tak było (nie licząc niewypałów typu One Missed Call, gdzie Miike za bardzo nie chciał być Miike (odmienia się toto?). Ale zaczęło się to zmieniać i aktualnie uważam, że wyłączając jakieś wyjątkowo ekstremalne przykłady, z Miike powinien spróbować każdy, a na pewno znajdzie coś dla siebie. Bo reżyser nakręcił w swojej karierze chyba więcej gatunków filmowych niż całe polskie kino. A wśród nich były też filmy normalne. No prawie normalne, bo reżyser zawsze jakiś swój stempel dołożył. Niemniej jednak – nie ma co uciekać od Miike z krzykiem, choć pewnie uparciuchy mogliby powiedzieć, że im mniej Miike w Miike tym gorzej. Ja tak nie uważam. Według mnie to właśnie z tego miksu Miike+standardowe kino wychodzą najlepsze filmy. Yakuza Apocalypse mógłby być najlepszym tego przykładem. Ale trochę nie jest.
– Jest przykładem! – Nie jest przykładem! – JEST przykładem! – NIE JEST przykładem! – recenzja filmu Yakuza Apocalypse
Q-spojrzenie na Yakuza Apocalypse
To prawda, nie jest Yakuza Apocalypse najlepszym filmem Takashiego Miike i to nie podlega dyskusji. Uważam jednak, że filmy takie jak Yakuza Apocalypse nie zasługują na niskie oceny nawet gdy się na nich przysypia (przysypiałem). Nie zasługują, bo trudno o nich zapomnieć i trudno w nich nie znaleźć czegoś, co by w pamięci nie zapadło. Wyróżniają się i to jest w nich najważniejsze. Mogą być nudne, ale jeśli się wyróżniają, to już jest lepiej od tych wszystkich nudnych szmir, o których zapominamy w pięć minut po seansie.
Co więcej, duże wrażenie zrobiła na mnie nawet pierwsza, najbardziej przysypiająca część filmu. Po pierwsze tym, że była taka względnie normalna i skrojona pod wzór widza z Sevres – udowadniając tym samym, że Miike to już dawno reżyser dla każdego. A udowadniając to sprawnością realizacyjną (to po drugie), której inni reżyserzy mogliby pozazdrościć. Łatwo pomyśleć, że skoro Miike kręci kilka filmów rocznie, to musi się to odbijać na jakości tych filmów. Pewnie są kręcone byle jak, żeby tylko. A wcale że nie. Yakuza Apocalypse to dowód na to, że szybkość może iść w parze z jakością, a po czym innym ocenić reżysera jak nie po dobrze zrealizowanym filmie?
A gdy potem wkraczamy wraz z pluszową żabą w drugą, bardziej miike’ową część filmu, to już nie unika wątpliwości, że oglądamy dzieło oryginalne na wielu płaszczyznach – momentami rzeczywiście nudne – któremu braku tej oryginalności zarzucić nie można.
I takim filmom nigdy mniej niż 6-7 nie wystawię. Choćbym i na nich na chwilkę zasnął.
O czym jest Yakuza Apocalypse
Początkowo bohaterem filmu Miike jest szef yakuzy, który ma opinię nieśmiertelnego. Nie bez kozery – jest wampirem, choć mało kto o tym wie. Pewnego dnia zgłaszają się po niego trzy dziwnej maści indywidua, a gdy nie chce z nimi iść to urywają mu łeb (dosłownie, w końcu to film Miike). Szefu ostatkiem sił przekazuje swoją moc młodemu adeptowi, którego od dłuższego czasu przygotowywał na swojego następcę.
Będę już kończył, bo chyba swój pogląd na Yakuza Apocalypse zdążyłem przekazać wyżej. Miike nakręcił dużo dużo lepszych filmów od Yakuza Apocalypse, ale i na ten warto rzucić okiem choćby z punktu widzenia poznawczego – cóż tam się w tej filmowej Japonii wyprawia. A już na pewno warto Yakuza Apocalypse obejrzeć dla ww. pluszowej żaby, której pojawienie się wynosi film na zupełnie inny level, a ona sama po prostu genialnie wypada na dużym ekranie – szacunek za pomysł. Kto inny, jeśli nie Miike, umiałby tak wkomponować w swój film wielką, pluszową żabę, żeby nie tylko nie uznać tego za bezsens, a jeszcze stwierdzić, że to najlepsze, co można zobaczyć w całym filmie?
(1990)
Czas na ocenę:
Ocena: 7
7
wg Q-skali
Podsumowanie: Młody gangster po ugryzieniu przez swojego przełożonego, bossa yakuzy, niespodziewanie otrzymuje wampirze moce. Pluszowa żaba zniszczyła system, WARTO do niej doczekać.
No i gra Yayan Ruhian, który wsławił się tym, że zginął w dwóch Raidach, jako dwaj różni badguye. 😉
#FunnyFact