×
One Cut of the Dead (2017), reż. Shinichiro Ueda.

One Cut of the Dead. Recenzja jednego z najciekawszych ostatnio zombie-filmów

Pisanie o filmie One Cut of the Dead to zadanie należące do gatunku wdzięczno-niewdzięcznych.  Wdzięczne, bo to naprawdę fajny i oryginalny film, jedna z lepszych produkcji 2017-2018 roku. A niewdzięczne, bo cokolwiek napisze się na jego temat, może zepsuć seans jego potencjalnym widzom. I nie chodzi nawet o to, że jest tu jakiś megatwist, który sprawi, że spadną Wam gacie, tylko… No nawet wytłumaczyć się tego nie da bez spoilerów.

One Cut of the Dead. Od zera do box office killera

To może dwa zdania o historii tego filmu. Nakręcony za 25 tysięcy dolarów z nieznanymi aktorami w obsadzie, zadebiutował w małym, artystycznym tokijskim kinie posiadającym 84 miejsca siedzące. Miał być tam wyświetlany przez sześć dni i na tym jego historia miała się właściwie zakończyć. Tyle, że One Cut of the Dead został zakwalifikowany na festiwal filmowy Udine, gdzie po seansie autorów filmu nagrodzono owacją na stojąco. A potem Nagrodą Publiczności. To sprawiło, że film Shinichiro Uedy ponownie trafił do japońskich kin. Trzech, żeby być dokładnym. Wspierany pomysłami marketingowymi (przyjdź na seans w stroju zombie – dostaniesz zniżkę) zaczął podbijać Japonię i do marca 2018 grało go już 200 kin. Ostatecznie z dochodem prawie 30 milionów dolarów został najbardziej kasowym japońskim filmem roku. Kolejne 30 milionów zarobione na całym świecie sprawiło, że One Cut of The Dead przeszedł do historii, tysiąckrotnie przebijając zyskami budżet filmu.

O czym jest film One Cut of the Dead

Hala opuszczonego magazynu to miejsce kręcenia kolejnego filmu o zombie. Jego reżyser (Takayuki Hamatsu) ma problem z aktorką występującą w roli głównej. Już po raz czterdziesty któryś muszą powtarzać scenę, bo zdaniem reżysera, dziewczyna nie potrafi zagrać przerażenia. Krótka przerwa w zdjęciach to okazja do przybliżenia krwawych dziejów planu zdjęciowego. Ogólnie mówiąc, nie działo się tutaj najlepiej, a magazyn to archetypowe miejsce z gatunku tych, o których tworzone są miejskie legendy. Coś jest na rzeczy, bo niespodziewanie członkowie ekipy filmowej zostają zaatakowani przez zombie. Dla aktorów rozpoczyna się walka o przetrwanie. Dla reżysera to okazja do tego, żeby zrobić film, o jakim zawsze marzył.

Zwiastun filmu One Cut of the Dead

(Nie zalecam go jednak oglądać, bo psuje zabawę)

Recenzja filmu One Cut of the Dead

Choć One Cut of the Dead od dawna leży na Liście Do Obejrzenia, to jakoś nie mogłem się do niego zabrać. Podglądane fragmenty za bardzo pachniały amatorką i zbyt niskobudżetowym kinem jak na mój gust. No ale do każdego seansu trzeba kiedyś dorosnąć. Przychodzi taki moment, kiedy masz ochotę na ten właśnie film i bum, oglądasz ten właśnie film.

One Cut of the Dead nie jest miłością od pierwszego wrażenia, choć z pewnością wzbudza respekt wykonaniem śmiejącym się w twarz budżetowym ograniczeniom. Przede wszystkim, zgodnie z tytułem (nieprzetłumaczalne w 100% Jedno ujęcie żywych trupów), film Uedy został nakręcony na jednym ujęciu. Już samo to jest zadaniem wymagającym, a trzeba zauważyć, że w pewnych momentach jednocześnie kręcone są tu w zasadzie trzy osobne filmy. Ekipa kręci film właściwy, reżyser z ręki filmuje niespodziewanie nadarzający się found-footage, a niewidzialny operator kręci to, co oglądamy my. Może zakręcić się w głowie i z pewnością wymagało to tony przygotowań, żeby zgrać wszystko ze sobą. Udało się znakomicie.

No ale filmy kręcone na jednym ujęciu mają swoje ograniczenia i przy skończonej liczbie osób do zabicia oraz zawężonym do jednej lokacji miejscu akcji, wcześniej czy później przychodzi znużenie. Szczególnie że w One Cut of the Dead frajdy z oglądania nie zwiększają dialogi, które mogłyby pomóc przetrwać co nudniejsze fragmenty filmu. Wtedy widz coraz szybciej zaczyna zastanawiać się nad tym, o co tyle szumu, by wkrótce z zadowoleniem odkryć, że Ueda znalazł na to sposób.

Wszystko, co można by napisać więcej o filmie One Cut of the Dead, zepsuje w mniejszym lub większym stopniu jego seans, więc będę już kończył. Pewnie głównie z powodu ograniczeń finansowych nie jest to kino, które krążyłoby wokół Dziesiątki, ale finalnie i tak One Cut of the Dead trzeba nazwać jednym z najciekawszych zombie-filmów ostatnich lat. A i filmów-filmów pewnie też. Szczególnie podobała mi się w nim jedna rzecz. W trakcie oglądania są takie momenty, w których zaczynasz myśleć: to bez sensu! o, plot-hole! he?! obsmaruję to w recenzji! Reżyser o tym wie i zareaguje jeszcze zanim seans się skończy. Paradne!

(2289)

Pisanie o filmie One Cut of the Dead to zadanie należące do gatunku wdzięczno-niewdzięcznych.  Wdzięczne, bo to naprawdę fajny i oryginalny film, jedna z lepszych produkcji 2017-2018 roku. A niewdzięczne, bo cokolwiek napisze się na jego temat, może zepsuć seans jego potencjalnym widzom. I nie chodzi nawet o to, że jest tu jakiś megatwist, który sprawi, że spadną Wam gacie, tylko… No nawet wytłumaczyć się tego nie da bez spoilerów. One Cut of the Dead. Od zera do box office killera To może dwa zdania o historii tego filmu. Nakręcony za 25 tysięcy dolarów z nieznanymi aktorami w obsadzie, zadebiutował…

Ocena Końcowa

8

wg Q-skali

Podsumowanie : Podczas kręcenia filmu o zombie ekipa filmowa zostaje zaatakowana przez zombie. Finansowy japoński Blair Witch Project, którego nawet klasyfikacja gatunkowa jest spoilerem. Jeden z najciekawszych zombie-filmów ostatnich lat.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004