×

iZombie, 1×01

Zombiaki przeszły w popkulturze długą drogę i zajrzały już chyba w każdy jej możliwy zakamarek. Począwszy od wskrzeszonych do życia haitańskich niewolników, poprzez krewnych aktywowanych do jedzenia mózgów przez przywleczone hen z Wenus skażenie, aż po sprinterów biegających w tempie, które mogłoby zawstydzić Usaina Bolta. Zombi straszyły w kinie, zombie straszą w telewizji, a kiedy tego straszenia było za dużo, rozpoczął się proces ocieplania wizerunku zombiaków. Traktowania jako pożytecznych służących (Fido), a nawet jako obiekty lokowania uczuć (Warm Bodies). A gdy o zombiakach wiedzieliśmy już wszystko, praktyczne kompendium wiedzy o zachowaniu w przypadku napotkania nieumarłych zaserwował nam „Zombieland”.

I tak temat ów wyświechtał się na wszelkie możliwe sposoby (dotarł nawet do Bollywood („Go Goa Gone”)). Przy czym muszę tu zauważyć, że w wersji komediowej w ogóle nie przypadł mi do gustu. Nawet „Shaun of the Dead” byłem rozczarowany. Nic więc dziwnego, że do seansu najnowszej propozycji serialowej siadłem z miną sceptyka. A także z marszu, bo nie miałem pojęcia, że coś takiego się kroi. To co prawda serial twórców „Veroniki Mars”, ale z Veroniką nigdy nie było mi po drodze. Zwyczajnie: nie oglądałem „Veroniki Mars”, choć docierały do mnie słuchy, że warto. Być może.

Bohaterką „iZombie” jest niejaka Olivia Moore. Studentka medycyny, która pewnego dnia wybiera się na imprezę, po której budzi się – jak to po imprezie – na sporym kacu. Więcej, budzi się w worku na zwłoki, strasząc policję, która zabezpiecza miejsce masowej zbrodni nastolatków. Mija jakiś czas. Olivia straciła całkowicie chęć do życia. Blada całymi godzinami przesiaduje w domu, odeszła od narzeczonego, a marzenia o chirurgii zarzuciła dla fuchy w szpitalnej kostnicy, która oferuje dostęp do darmowego mózgu. Co ma kolosalne znaczenie, bo Olivia po feralnej imprezie obudziła się jako żywy trup. Peszek.

Żywy trup nowej generacji. Poza bladością skóry niewiele różniący się od młodej dziewczyny przechodzącej fascynację stylem emo. Jeszcze tylko zaczerwienione w momencie przypływu adrenaliny oczy mogą zdradzać naszą bohaterkę, ale póki co spokojnie udaje jej się wtopić w otoczenie i nie zwrócić niczyjej uwagi. Z wyjątkiem pracującego w kostnicy kolegi, który szybko zauważa zwyczaje kulinarne swojej koleżanki, ale przechodzi nad nimi do porządku dziennego. Zafascynowany próbuje odnaleźć lekarstwo na przypadłość Olivii i kryje ją przed policjantem z wydziału zabójstw.

A ten – oczywiście zadziwiony, ale nie biorący pod uwagę, że może współpracować z żywym trupem – szybko korzysta z „właściwości” zombie-dziewczyny, która po zjedzeniu czyjegoś mózgu dostaje w pakiecie wspomnienia ofiary, a także jej umiejętności, przyzwyczajenia. To znacznie ułatwia śledztwo. A Olivii w końcu daje jakiś sens dalszego istnienia.

Powiem tak: jest bardzo fajnie. Lekko łatwo i przyjemnie. Bohaterka jest sympatyczna, a twórcy umiejętnie korzystają z komediowego potencjału klasycznych opowieści o żywych trupach i sprzedają go w śmiesznych grypsach. Mocno przeciętne natomiast póki co jest to, co oprócz zombi-tematyki. Prowadzone śledztwo nie wyróżnia się zupełnie niczym na tle setki innych proceduralnych śledztw.

Bo „iZombie” zapowiada się na procedural (pewnie jest proceduralem, ale jak pisałem: nic o serialu nie wiem, bazuję tylko na tym, co widziałem w pilocie) z przewijającym się co jakiś czas głównym wątkiem tajemniczego narkotyku, który odpowiedzialny jest za cały zombi-bajzel. I to w zasadzie zła wiadomość, bo nie lubię procedurali. ALE. Raz na jakiś czas trafi się procedural, który oglądam z przyjemnością. Ostatnim z takich był Castle, dopóki nie zaczął być nudny (cóż, siedem sezonów robi swoje). „iZombie” wygląda mi na godnego następcę policyjnych przygód wyszczekanego pisarza. Ma ten sam wesoły klimat, sympatycznych bohaterów, mocnokomediowe bicie serca. OIDP nawet podobnego fabularnie pilota. Byłoby miło, gdyby podobieństwo się utrzymało, bo wtedy będę „iZombie” oglądał z przyjemnością.

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

  1. Obejrzałem właśnie pilota, bardzo pozytywny odbiór. 😀 Faktycznie lekko i przyjemnie, mam nadzieję, że zostanie tak na dłużej.

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004