×

1920 Bitwa Warszawska

Kto zagląda na fejsa Q-Bloga już wie, kto nie zagląda zaraz się dowie. „Bitwa” jest spoko.

Spokojnie. Nie będę Was przekonywał, że najnowszy film Jerzego Hoffmana jest dobry, bo dobry nie jest. Pod względem stricte filmowym to w zasadzie katastrofa i gdybym miał szukać czegoś, czego nie można się przyczepić, to lista byłaby krótka. Nie zmienia to jednak faktu, że seans uważam za przyjemny i gdybym napisał, że się nudziłem albo zniesmaczyłem, to bym skłamał. Co więcej – nie można powiedzieć, że tylko ja miałem jakąś chwilę zamroczenia i wskutek różnych dziwnych okoliczności przyrody cudem film o cudzie nad Wisłą mi się podobał. Asiek też wyszła z seansu zadowolona. Więc albo film rzeczywiście był fajny do oglądania, albo coś wstrzyknęli do pączków z Marksa & Spencera, które zjedliśmy przed kinem.

Łatwo jest krytykować, a w przypadku „Bitwy” jeszcze łatwiej to robić. Ale ja osobiście nie widzę sensu takiej krytyki, bo do oceny filmu sugerowałbym bardziej przyłożyć odpowiednią miarkę i zwrócić uwagę na to, że kino mamy takie jakie mamy, aktorów pełną gębą w zasadzie nie mamy (98% sprzeda się za orzeszki do reklamy, a ich udziałom w serialach nikt się już dawno nie dziwi), a techniczne możliwości naszych filmowców są ubogie. Co za tym idzie nie tylko jednego filmu nie jesteśmy wepchać do oskarowego wyścigu (wyśmiewanemu przez wielu Bollywood częściej się to udaje), ale i jednego głupiego aktora nie jesteśmy w stanie wyeksportować i cieszyć się nim jak szkopy Schweigerem. W świetle tego wszystkiego nie sądzę, że należy się śmiać i wytykać anteny na dachach (chyba tylko w jednej scenie widziałem, więc to lekka przesada o nich mędolić) czy inne nowoczesne „naleciałości” Warszawy, a już na pewno nie należy natrząsać się z 3D. Głównie dlatego, że to akurat jedna z największych zalet filmu. A pośrednio dlatego, że ktoś odważył się taki film u nas nakręcić. Mógł w stołek pierdzieć i wychodzić z założenia, że się nie da. Ale spróbował, zrobił i udało mu się.

Serio, serio – 3D w „Bitwie” jest bardzo fajne i to bodaj drugi film (po „Avatarze„), w którym w ogóle mi nie przeszkadzało. Obraz był jasny i wyraźny, czego nie można powiedzieć o tych wszystkich przekonwertowanych pierdach, przy których po założeniu okularów nic już nie było widać na ekranie. I choć myślę, że akurat do szczęścia to 3D filmowi nie było potrzebne (choć z drugiej strony bez 3D nie zostałoby wiele atrakcji, więc może jednak źle myślę – do takiego wniosku doszedłem po napisaniu PS-a 🙂 ), to nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń do tego, że było. Nie oznacza to, że było idealnie i Hollywood powinien się od nas uczyć. Ale po polskim filmie nie spodziewałbym się, że dadzą radę. Trochę dziwna głębia była (coś takiego, jakby wszystkie lokacje itp. (czy to widownia rewii, czy samochód Wieniawy) były wydłużone), no i zupełnie niepotrzebnie próbowano uszczęśliwić widza nowatorskimi (chyba, wszystkich filmów 3D nie widziałem) ujęciami – POV w trakcie walki na szable Szyca i kogoś tam połączone z filmowaniem z żabiej perspektywy (w ogóle multum takich ujęć było) sprawiło, że nic nie było widać.

W ogóle brawa za stronę techniczną, bo o ile po zdjęciach Idziakach należało się spodziewać tego, że będą dobre, to np. świetny dźwięk to megazaskoczenie. I znów wszystkich polskich filmów nie widziałem, ale nie wiem czy „Bitwa” nie jest najlepiej udźwiękowionym polskim filmem w historii. Normalnie nawet głosy zza pleców (moich = widza :P) się pojawiały. Muzyka trochę gorzej, ale to chyba kwestia gustu. Piosenki Urbańskiej w porządku, ale muzyka ilustracyjna w postaci nowocześnie przearanżowanych piosenek legionów itp. brzmiała w moich uszach dziwnie.

Dlatego łącząc to wszystko w naprawdę sympatyczny i zupełnie pozbawiony nudy seans – zanim przejdę do krytykowania – powtórzę to, co napisałem na Fejsie: 8/10 (tak naprawdę to 7/10, ale patriotyzm się odezwał). Przy czym podeprę tu tę ocenę metaforą, bo już słyszę głosy, że mnie porąbało – „Drive” 8 i „Bitwa” 8. Otóż tak – i tyczy się to wszystkich moich ocen filmów – jeden i drugi tytuł to filmy. Tak jak i maluch i mercedes to samochody. I choć maluch nigdy mercedesem nie będzie, to nie zaprzeczycie, że trafiają się modele lepsze i gorsze, nie?

No to teraz krytykujemy. A jest co, bo jak już napisałem na wstępie – to zły film jest. Przede wszystkim przed przystąpieniem do zdjęć gdzieś zawieruszył się scenariusz. W napisach jest, że ktoś go napisał, ale z filmu nie wynika, żeby takowy istniał. Nic się tu ze sobą nie klei, sceny następują jedna za drugą chyba na zasadzie przypadku (pewnie w tańszej wersji serialowej będzie lepiej, tu trzeba było kroić), bohaterowie z małymi wyjątkami są nijacy (a przez to nie mają się czym popisać i jeden za drugim wypadają blado), a jakiekolwiek napięcie między nimi nie istnieje. Pojawiają się, wypowiadają swoje kwestie, idą dalej. Próżno szukać tu jakichś większych emocji czy to patriotycznych, czy miłosnych. Główny bohater „Bitwy” (Szyc) w porównaniu do takiego choćby Kmicica (ich losy są zresztą podobne) to zupełnie cienki papier, który nie dość, że nie ma czego zagrać aktorsko, to nie może się nawet pochwalić umiejętnościami jazdy konnej, fechtunku czy choćby zwykłego lania po pysku, a główna bohaterka – bitwa 😛 – to już w ogóle jakieś kuriozum. Człowiek czeka na tę bitwę, czeka, czeka, czeka, a tu już Piłsudski ogłasza, że wygrali, a Lenin i Stalin się wkurzają. Jeśli czekacie na Williama Wallace’a jadącego wzdłuż gotowych do bitwy szeregów i krzyczącego, że today celebrują swój independence day, to się nie doczekacie. Bitwa pojawia się znikąd, a o tym, że to właśnie ona się skończyła dowiadujecie się od ww. marszałka.

Aktorstwo. Cóż, dobry jest tutaj tylko i wyłącznie Adam Ferency. Cała reszta to tło (śmieszą mnie pochwały gdzieś tam wyczytane dla Dziędziela, że był dobry – hmm, może ktoś serial już widział, bo Dziędziel w filmie mówi jedno zdanie), ale głównie dlatego, że nie mają nic do zagrania. Coś do zagrania miała tylko Natasza Urbańska, no i nie zawiodła – tak jak każdy myślał, była słaba. Trochę szkoda, bo do tej roli była odpowiednia. Nie sądzę, aby ktoś inny poradził sobie z tańcem i śpiewaniem (Asiek po godzinie filmu powiedział: „ale fajny Bollywood by z tego był!”), więc nie dziwi wybór. No ale niestety – to słaba aktorka. Ładnie śpiewa, ładnie tańczy, ładnie wygląda, a dykcję ma bardzo ładną. Tylko grać nie potrafi. To samo tyczy się… statystów. Bez wyjątku byli okropni. Nikt nie powinien się spodziewać po statystach, że będą potrafić grać, ale jednak przeszkadza, gdy po ich minach widać, że są statystami i albo to dla nich przygoda, albo po prostu przyszli tu zarobić dniówkę i już im się nudzi, albo starają się, ale im nie wychodzi. A trzeba zauważyć, że przy takiej liczbie statystów patrzenie na nich boli widza jeszcze bardziej.

Niedoróbek, śmiesznostek (jestem od wczoraj ogromnym fanem latającego nagrobka), sucharów w tekstach (choć jest parę wpadających w ucho, szkoda że większość wepchana jakby na siłę, ale tutaj też myślę, że to wina przycięcia serialu do filmu – hmm, co prawda nie wiem czy będzie z tego serial, ale czy w ogóle powinienem mieć jakieś wątpliwości?) i innych pożywek dla krytykantów jest tutaj cała masa i nie zdziwię się, jak już dawno Wam obrzydł ten film bez oglądania, a tylko na podstawie takich opinii (bądź na podstawie zwiastuna 🙂 ), ale ja tam wznoszę się ponad to i zamiast w najlepsze się natrząsać wolę widzieć to, że ktoś się odważył, spróbował i o dziwo nakręcił film, którego wstydzić się nie musi. Jasne, można było przysiąść nad scenariuszem, bo przecież do tego żadnych pieniędzy nie potrzeba, a tylko długopis i kartka w ostateczności, ale tym bardziej się dziwię, że seans „Bitwy” uważam za udany. Rzekłem 🙂
(1263)

PS. W telewizji i w dwóch wymiarach myślę, że będzie to zupełnie nieoglądalne. Z drugiej strony pewnie scenariusz będzie bardziej spójny.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004