Plan był perfekcyjny. Dwa seanse longiem… A nie, zaraz, to inny plan. Ten, o którym teraz to zrobienie notki z trailerami na sobotę, żeby mieć spokój z pisaniem notek w długi weekend. Zaplanowanie jej do publikacji na początku tygodnia, „manie” spokoju w długi weekend.
W czwartek najpierw pojawił się nowy zwiastun Mission: Impossible 5 Rogue Nation. Zamiast edytować notkę z traierami sieknąłem notkę o M:I5 i ustawiłem ją na niedzielę, bo jeszcze tam była dziura (przeczytacie ją (notkę nie dziurę :P) razem z przydługim wstępem o tym, jaki to miałem plan notkowy na długi weekend). Myślałem, że jestem cwany, ale wtedy pojawił się zwiastun Macbetha. Zedytowałem nim notkę o M:I5. No i byłem z siebie dumny, ale wtedy pojawił się zwiastun The Walk Zemeckisa. Nie było wyjścia zedytowałem nim sobotnie Prevuesy (wtedy go tu zobaczycie). Myślałem, że mogę iść spać, bo był czwartek tuż przed północą.
No i wtedy zauważyłem zwiastun Everest. Plan posypał się w pizdu. Jest godzina 00:03, noc z czwartku na piątek, a ja piszę tę notkę nie mając kiedy jej nawet wstawić, bo wszystkie kolejne dni mam zaplanowane. AAAA. Wcisnę w piątek.
A teraz clou wieczoru, zwiastun Everest. Oglądajcie, bo każda jego sekunda jest warta uwagi. No może oprócz tych sekund z Keirą.
Wygląda znakomicie. Co za obsada (najbardziej cieszę się z Johna Hawkesa, choć jego bohater wygląda na takiego co to raczej nie dożyje końca filmu)! A że uwielbiam wspinaczkowe/górskie kino to seans zapowiada się znakomicie. Nie, żebym się wspinał albo mnie do tego ciągnęło, ale chyba nie widziałem jeszcze słabego filmu wspinaczkowego/górskiego i za to je uwielbiam.
Jeden wielki QL.
PS. Strach się bać, jakie zwiastuny pojawią się jeszcze w piątek/sobotę…
Podziel się tym artykułem:
