Szybko im to poszło! Dopiero co zaczęli zdjęcia, dopiero co pokazali teaserowy plakat z Dżejmsem w swetrze, a tu już pierwszy zwiastun i to dość obszerny:
Przerąbane się robią te filmy. Pisałem o tym w przypadku horrorów – nie da się siąść i po prostu ich oglądać, tylko trzeba pamiętać dziesięć części do tyłu, co, gdzie, kto, z kim, bo to ma znaczenie w fabule najnowszego filmu. Kiedyś też były wieloodcinkowe sagi, ale mam wrażenie, że kolejne ich części były bardziej niezależne. Ktoś, kto nie widział dwójki mógł obejrzeć czwórkę i nadal wszystko kumać. A teraz nie, siłą rzeczy – taka moja teoria spiskowa – zmuszają cię do kupienia DVD z poprzednimi filmami zanim siądziesz do seansu najnowszego.
I teraz to samo. Pierwszy dialog w filmie i już wzmianka o Skyfall. Kiedy ja nic nie pamiętam ze Skyfall! Wiem o nim tyle, że nie chcę go jeszcze raz oglądać!
No dobra, troszeczkę przesadzam, bo już sobie przypomniałem z deczka, o co tam biegało. Czyli co? Bond ma braciaka? A może tylko najlepszego kumpla i teraz będzie jak w „Aniołach o brudnych twarzach”?
Jak przystało na teaser, nawet taki rozszerzony, rozpisywać się za bardzo nie ma o czym. Spokojnie, nie będę snobował, że QPA, że po co to, że Craig jest do dupy jako Bond, bo wcale tak nie uważam. Cieszę się na każdy kolejny film o przygodach agenta, niezależnie od tego, że po seansie i tak na nie przeważnie narzekam. Póki co pozwolę sobie jednak na bycie ciekawym, jak teraz pociągną tę historię, która w końcu dotarła do „Nie wzywajcie lekarza”.
Podziel się tym artykułem:
