Nie wiem, co mnie tak naszło na to ekshibicjonistyczne wyznanie tu i teraz, ale w sumie czas i miejsce dobre jak każde inne. Zatem, tak, już nie lubię after creditsów. Wiecie, tych krótkich scenek, które pojawiają się po napisach końcowych. W momencie, kiedy obsługa kina już od pięciu minut patrzy na ciebie wilkiem, bo dawno powinieneś se pójść i pozwolić im odklejać gumy do żucia spod kinowych foteli. Tych scenek, do których potrafią dotrwać tylko najwytrwalsi, a to i tak nie zawsze, bo często skąd mają wiedzieć, że trzeba czekać? A nie ma nic gorszego, jak przesiedzieć cały końcowy spis nazwisk i nie doczekać się na nic. Brrr.
Kiedyś je lubiłem. Wiedza o tym, że po napisach „Nothing to Lose„ wieśniaki dostaną kasę za wyrządzone im szkody była w pewnym sensie magiczna. Można się było poczuć, jak członek tajnego klubu, który wie więcej, który posiadł pewien stopień wtajemniczenia niedostępny dla innych. After creditsy trafiały się rzadko, a nawet bardzo rzadko. Polowanie na nie było jak polowanie na okapi (oczywiście dużą część zabawy zepsuło pojawienie się internetu i zakładki „crazy credits” na IMDb). Upolowałeś – cieszyłeś się, że możesz wyryć kreseczkę na lufie parabelki.
Każdy jednak wie, że kota można zagłaskać na śmierć, a od nadmiaru tortu się porzygać. Do tej wątpliwej ekipy niedługo dołączą after creditsy, których jest coraz więcej i ani się obejrzymy, a będą dołączane do każdego filmu bez wyjątku. Już teraz siedząc na sali kinowej czuję ten terror after creditsów. Siedzieć i będą, czy nie siedzieć, bo ich nie będzie. A jak będą i nie zobaczę, to będę tym jemiołem, który je przegapił i musi obejrzeć kinówkę na jutubie, żeby je odhaczyć. AAAA! Dochodzi do tego, że na „The Cabin in the Woods„ sprawdziłem w necie, czy coś będzie, a jak się okazało, że nie, to dopiero spokojnie wyszedłem. Dobrze, że nauczony doświadczeniem poprzednich części odczekałem cierpliwie na „Avengers 3D„ i zobaczyłem tego hellboyowskiego lookalike’a (spoiler :P). Spokojnie mogłem iść do domu.
A potem się okazało, że po napisach była jeszcze jedna scena… Choć podobno w naszych kinach ich nie wyświetlają, więc jestem usprawiedliwiony. Ale. DWA after creditsy?! Panie, amerykański producencie! Tego tortu jest za dużo! Papierową torebkę, szybko!!!
Podziel się tym artykułem: