Sons of Anarchy, 4×13-2
Cóż rzecz… Zapowiada się Sezon Dennych Finałów. „Czas honoru” skończył się marnie, „Dexter” nie zapowiada się o wiele lepiej (tu to w ogóle wszystko wskazuje na to, że finał był w połowie sezonu), a dzisiaj „Sons of Anarchy”… Powiem tak: finał rozczarowujący.
I wcale nie ma tu nic do rzeczy to, że gdzieś tam (na IMDb) tydzień temu spoilera wyczytałem odnośnie ostatniego ujęcia w finałowym odcinku. Czytając myślałem, że to nie spoiler hehe, a jednak okazało się, że albo ktoś miał czuja albo Wiedział.
Finał czwartego sezonu był bardzo nudny. Wydawało się, że te dwa poprzednie odcinki to tylko wprowadzenie do czegoś bardziej wybuchowego, cisza przed burzą, a tymczasem okazało się, że była to cisza przed jeszcze większą ciszą. Ostatni odcinek skończył się w zasadzie po 5-10 minutach i potem było już tylko nudno. Sprawa wewnątrz SAMCRO rozwiązały się w rzewnych dialogach, w których nie było jakiejś większej ikry. Zagrała pioseneczka, czyli milionowa wersja „Domu wschodzącego słońca” i kamera leniwie sobie poruszała od bohatera do bohatera zamykając niektóre wątki, ale bez szału, żeby coś na zaś zostało. I w zasadzie skończyło się to wszystko tak jak i „Czas honoru”, czyli w środku. Tak jakby miał być jeszcze jeden odcinek.
Będzie, ale dopiero w przyszłym sezonie. A nasi bohaterowie będą się w nim zmagać z lokalnym zagrożeniem, czyli megaprzechujem bandziorem Z_Miasta, któremu Tig ubił córkę. Tak to już w serialowym życiu bywa – nieważne co jest, ważne co będzie i ważne, by to co było utrzymało widzów.
Fajna była w tym odcinku tylko scena z gumową lalką i nacharchanie w twarz Claya.
I pozostaje tylko pytanie: czy lepszy fajny sezon z niefajnym zakończeniem (s4), czy niefajny sezon z fajnym zakończeniem (s3)?
***
In Treatment, s2, tydzień 2
Drugi sezon zaczął się od razu z grubej rury. Zmieniło się otoczenie, zmieniła się kanapa, zmieniła się tradycja siedzenia na niej i gadania Paulowi o swoich problemach. Paula władowano do dużego budynku rekompensując mu zamknięcie w ciasnych czterech ścianach przez większość poprzedniego sezonu. Tak, nadal były to cztery ściany, ale jaki widok! A zresztą, do końca tygodnia wsadzono Paula także do pociągu, więc od razu ma więcej przygód. No i więcej kłopotów na głowie.
I to jest fajne. Zawsze początki sezonów przynoszą to orzeźwienie i reset widza, któremu dalej chce się oglądać. Nie trwa to długo, ale często jest takie wrażenie, że wszystko nagle jest lepsze, jest ciekawsze niż poprzednio. Często rzeczywiście jest, bo scenarzyści muszą podumać, żeby nie było gorzej i ze świeżym startem przychodzą świeże pomysły. I tu akurat podobało mi się, że Paul od razu został wrzucony na głęboką wodę i musiał odpierać atak za atakiem. To coś nowego, zwykle to on przesłuchiwał.
W związku z tym pierwsze trzy odcinki były bardzo fajne, a dwa ostatnie już fajne trochę mniej, ale przyznam, że chęć do dalszego oglądania mam większą niż po pierwszym tygodniu pierwszego sezonu. Głównie dlatego, ze tam tylko siedzieli i gadali. Tu dzieje się więcej, no i nowi pacjenci zawsze są lepsi niż pacjenci opatrzeni.
Kaczka już raczej nie wróci, nie ma na to szans. Ale na jednym z mebli w gabinecie zauważyłem dwa dziwne grzybki z kamieni. Może one przejmą teraz rolę kaczki?
Kaczka nie wróciła, ale wróciła Gina. A właściwie to Diane Wiest – do swojej właściwej wagi. Bo jakaś taka nie była sobą w pierwszym sezonie. Przytyła do jakiejś roli? Tylko siedziała w opływowych szatach i za dużo się nie pokazywała – nic poza zastanowioną minę. A teraz to i ciuchy ma inne i z nogami na stoliku siedzi. Zupełnie inna Gina, zupełnie normalna Wiest.
***
Zastanawiam się, dlaczego staram się unikać spoilerów. Przecie jak zawsze wyraźnie piszę, o jakim odcinku mowa i wiadomo, że można się na spoilery natknąć.
***
Dexter, 6×10
Miałem nic nie pisać, bo ciężar dyskusji przeniosłem na fejsa, ale czemu dyskryminować niefejsowych i nie zaglądających do komentarzy notek? Zatem powtórzę za fejsem, a tutaj tylko nadmienię, że niestety, jest coraz gorzej. Coraz więcej sitcomu niestety.
– Końcówka poprzedniego była najbardziej lol. Dexter widzi nieprzytomnego młodego i wchodzi do piwnicy, do której wejście było zastawione ołtarzem. Geller musiałby mieć paranolmalne zdolności chyba
– A nie bardziej LOL było, że Dexter sobie po prostu wyszedł z piwnicy? 🙂 Trudno się zdecydować… Albo jak Angel dostał krucyfiksem, też się uśmiałem 😉
– Co do Angela. Pół odcinka się zastanawiałem o co chodzi z Quinnem, co on taki zapijaczony po co ten wątek. No i się okazało – po to żeby Angel dostał z krycyfiksa.
– No ba. pół sezonu tylko po to z Quinna jemioła robili 🙂
– Ukrzyżowanie Angela było mocnym, slapstickowym chwytem. Masz okazję zrobić sequel filmiku z podłożonym śmiechem 😉
– Do podłożonego śmiechu to pasuje cały wątek z tym małżeństwem nawiedzonym 🙂 I w ogóle podobało mi się też, że Travis wdał się w dyskusję na blogu zamiast wykasować wpis 🙂
– W ogóle w tym Deksie to wszystko jest posrane. Przychodzi Murzyn, przez dwa odcinki wygląda na fajną postać z wielkim… potencjałem 😛 a za chwilę wtapia się w tło i tylko po posyłki lata. Jak ma szczęście, bo jak nie to siedzi przy biurku. A z drugiej strony przychodzi jakiś koleś, siódme tło zastępstwo laleczki Masuki. Mija parę odcinków i postać pierwszoplanowa coraz bardziej, która trzyma w garści w zasadzie wszystkie wątki. Nie wiem co oni za scenarzystów mają.
– To samo z Mosem
– O Mosie to nawet nie mówię, bo mi się na płacz zbiera po tak zamordowanym wątku.
– Nie mówiąc o tym, że to jedyna tak dobrze zagrana nowa postać w tym sezonie. Bo Hanksa to chyba nikt nie bierze na poważnie, Gellar to też taki nudziarz, że szkoda gadać.
– W ogóle Dex coś łatwo mu tę rękę urwał. Ja mając zamrożonego kurczaka, nie potrafię nawet skrzydełka mu odłamać dopóki nie rozmrożę.
– Zwróciliście uwagę, że szuflada u Nierządnicy Babilońskiej faktycznie pełna bezeceństw i wszeteczności? 😉
– ciekawe gdzie schował mrożonego profesorka
– Może trochę go rozmroził nad ogniem, w końcu trudno zostawić odciski palców zmrożona łapą 🙂 A, wiem co jeszcze było zabawne! Jak się Dex ze strzykawką zasadził na Hazmata i prawie prawie udało mu się znienacka to zrobić 🙂
– ja liczę, że w finale Dextera będzie kilka ofiar. Jak już Doomsday zrobi ten „koniec świata” na komisariacie 😉 typy do odstrzału mam 🙂
– Co do Dextera: wciąż mam nadzieję, że Pani Psycholog zjada swoich pacjentów, albo zabija staruszki, albo coś, tak, żeby znalazła się w Foliowym Pokoju. Bo to naprawdę nie idzie zdzierżyć.
– Już widzę te stosy trupów… zginie pewnie maks jedna osoba ratując tym samym cały komisariat. „Bomba!” krzyknie Quinn i rzuci się na plecak 😉
– albo okaże się, że Doomsday nie istnieje, ale mordują dzieci Rity 😉
– Pójdę dalej, jeśli chodzi o Dexa – cała policja w Miami nie istnieje! Chociaż nie, to by próbowali to jakoś ukryć, żeby zaskoczyć widza, a nie próbują 🙂
Nie wkurzała mnie natomiast jeszcze jedna rzecz, ale teraz już chyba zacznie od kiedy przeczytałem, że powinna i się z tym zgodziłem 🙂 Denne i oczywiste voiceovery Dexa. Czyta wiadomość od Travisa na bloga i mówi: „Fałszywy Prorok, to do mnie!”. Tak jakby ktoś nie wiedział. Ech, tak spaprać sezon.
***
Danger 5 – The Diamond Girls, część 3
Podziel się tym artykułem: