Znany ze swego wybuchowego temperamentu trener koszykówki (Martin Lawrence), aby zachować swoją licencję trenerską zmuszony jest do objęcia posady trenera w lokalnej szkole podstawowej.
Z Martinem Lawrencem sprawa jest jasna – nie lubię filmów, w których cały ciężar odpowiedzialności spoczywa na jego barkach. W duetach ze Smithem czy z Robbinsem jest znośny, ale gdy jest sam to znacznie przekracza granice po przekroczeniu których wygłupianie się i małpowanie na ekranie przestaje być znośne. Lawrence się tym nie przejmuje i stroi te swoje miny, wygłupy, a dodatkowo mnoży do przesady kolejne bzdurne przebrania – a ja tego nie lubię i mało mnie to śmieszy. Dlatego też pewnie ominąłbym „Rebound” szerokim łukiem, ale z drugiej strony lubię sportowe komedyjki więc i tej dałem szansę.
„Rebound” to taka jak najbardziej typowa sportowa komedia o dzieciakach, którzy z całkowitych łamag powoli przemieniają się w gwiazdy sportu. Nie ma tu absolutnie nic nowego czy odkrywczego – wszystko jest takie same jak w dziesiątkach podobnych filmów. Dlatego jeśli ktoś tego nie lubi, albo po prostu ma dość, to spokojnie może sobie odpuścić seans. No, a jeśli ktoś nie ma nic przeciwko wtóności, to rzucić okiem może, choć jest dużo więcej lepszych filmów na ten temat.
Martin Lawrence nie powstrzymał się od małpowania i przebieranki, ale ich poziom jest znośny i akceptowalny przy odrobinie dobrej woli w związku z czym w przeciwieństwie do poprzednich jego filmów, ten da się obejrzeć.
PzS: 3+(6)
Podziel się tym artykułem: