Słyszeliście kiedyś o dyskalkulii? Ja dzisiaj pierwszy raz i muszę przyznać, że mnie ona zaintrygowała. Łatwo się domyślić, że to siostra dysleksji i dysortografii tyle, że matematyczna jej odmiana. Nie umiecie policzyć ile jest cztery razy pięć, a nie chce się Wam uczyć na pamięć tabliczki mnożenia – już nie jesteście leniami tylko macie dyskalkulię. Według naukowców to coraz poważniejszy problem i coraz więcej ludzi cierpi na tę straszną przypadłość.
Jak to napisał kiedyś mój kumpel Faraon: „Kiedyś to się k***a nazywało nieuctwo, a teraz dyskleksja”…
Ostatnio na jednym forum widziałem fajny dialog:
– Mogę tu ściągnąć odcinki „Zakazanego na śmierć”?
– Nie ma takiego serialu.
– Przepraszam, pomyliłem się, jestem dyslektykiem.
[Gdyby ktoś nie wiedział to serial ten się nazywa „Skazany na śmierć”.]
Naukowcy od dyskalkulii twierdzą, że w przeciwieństwie do dysleksji nie powinna być ona wymówką, a jedynie bodźcem do bardziej wytężonej pracy. Od dawna już Polska pełna jest dyslektyków, którzy mają na to jakiś tam papier i wbrew naukowcom myślę, że niedługo świat opanują dyskalkulicy, choć po prawdzie dużo wygodniej jest być dyslektykiem niż dyskalkulikiem.
A potem jak grzyby po deszczu zaczną się pojawiać dysbiologia, dysfizyka, dyswychowaniafizyczna… a nie, to ostatnie już jest, nazywa się zwolnienie z WF’u.
A jak ktoś ma kłopoty z wyobrażeniem sobie jak będzie wyglądał świat za kilka lat to polecam pooglądanie Telewizji Regionalnej w godzinach porannych i południowych i poobserwowanie transmisji na żywo z dyspolitykii.
Podziel się tym artykułem: