Ile to już produkcji ucierpiało na modnym w ostatnim czasie błędnym założeniu ich twórców, że filmy powinny trwać przynajmniej dwie godziny? Nie wiem. Recenzja filmu Gdzie śpiewają raki.
O czym jest film Gdzie śpiewają raki
Końcówka lat 60. ubiegłego wieku. Pod wieżą obserwacyjną stojącą pośrodku moczarów (nie mylić z bagnem!) znalezione zostaje ciało młodego chłopaka. To najlepszy rozgrywający, jakiego leżąca nieopodal mieścina kiedykolwiek zrodziła. Nic więc dziwnego, że śmiercią lokalnej gwiazdy zainteresowani są wszyscy. Był to wypadek, samobójstwo, a może morderstwo?! Sporo wskazuje na to ostatnie, w efekcie czego aresztowana zostaje mieszkająca samotnie na moczarach dziewczyna (Daisy Edgar-Jones). To nie byle jaka dziewczyna, bo nazywana Dziewczyną z Moczar, Kya przed laty opuszczona została przez rodziców i rodzeństwo i od tej pory próbuje tam przetrwać na własną rękę. Co dla zupełnie samej na odludziu siedmiolatki nie było łatwą sprawą. No ale udało jej się nie tylko przetrwać, ale i utrzymać rodzinną chatkę pośrodku tychże moczar. Teraz jednak będzie musiała udowodnić przed ławą przysięgłych, że nie zamordowała Chase’a. Pomoże jej w tym emerytowany prawnik (David Strathairn).
Zwiastun filmu Gdzie śpiewają raki
Recenzja filmu Gdzie śpiewają raki
Gdyby szukać przynależności gatunkowej dla tego filmu wyprodukowanego przez Reese Witherspoon, trzeba by go wrzucić do szufladki z ładnie sfilmowanymi, raczej standardowymi ekranizacjami romantyczno-kryminalnych bestsellerów dla kobiet. Taka przynależność mówi o filmie Gdzie śpiewają raki właściwie wszystko, choć trzeba zaznaczyć, że nie jest to wcale powód do wstydu albo do tego, żeby odpuścić sobie seans. Wcale nie. Trzeba jednak mieć z tyłu głowy, że to bardziej kobiece kino w rozumieniu tego określenia sprzed dziesięciu lat. Bo teraz to wszystko stanęło na głowie i strach cokolwiek napisać.
Żeby więc wszystko było jasne, Gdzie śpiewają raki to film, któremu spokojnie można dać szansę seansu. Bo i ładne krajobrazy ma i jeszcze sympatyczniejszą Daisy w roli głównej. Romantyczno-kryminalna opowieść też angażuje, choć z upływem czasu niestety trochę mniej. No ale to już kwestia wspomnianego wcześniej ponad dwugodzinnego metrażu, no i niezbyt jednak wymagającej zagadki kryminalnej, której rozwiązanie nie zaskakuje.
Bo gdybym miał wskazać na to, co najciekawsze w filmie Olivii Newman, to bez zawahania wskazałbym palcem na ten cały background kryminalnej historii, który z zagadką morderstwa nie ma wiele wspólnego, bo skupia się na losach dziewczynki pozostawionej na pastwę losu. Gdy poznajemy filmową Kyę, ma jakieś sześć lat i wszystko wygląda dobrze. Może i żyje na odludziu, może i chatka, w której mieszka się rozpada, ale dużo tu dookoła śmiechu i matczynej miłości. Gorzej z miłością cierpiącego na zespół stresu pourazowego ojca, który za chwilę sprawi, że śmiech zamieni się w płacz, a kolorowe moczary w ponure bagno. W tym miejscu lubimy już Kyę na tyle, że chętniej zobaczymy film o jej walce o przetrwanie, niż sądowy dramat spowodowany trupem. Nie wiem, być może przemawia tu przeze mnie ojciec, bo łatwiej mi się jest teraz wczuć emocjonalnie w takie historie, ale zdecydowanie ciekawsza dla mnie była ta część filmu. I jej eksplorację chętnie bym zobaczył. Może jeszcze wcześniej, gdy rodzice głównej bohaterki kochali się, zanim jej tata poszedł na wojnę. Być może więcej o tym można przeczytać w książce Delii Owens, na podstawie której powstał film. Nie wiem, nie czytałem. Dajcie znać, bo może sięgnę. Serce się bowiem samo kraje, gdy pomyśleć o tym dziecku zostawionym przez wszystkich pośrodku błota. A potem to samo serce bije jakby radośniej, gdy dziewczyna w końcu się zakochuje i ma kogoś. Takie romansidło chętnie oglądałbym dalej, ale prowadzone z głową i nie z zagadką morderstwa z tyłu głowy.
No ale film Gdzie śpiewają raki konsekwentnie z upływem czasu przestawia wajchę w stronę kryminalnej zagadki i w stronę rzucania głównej bohaterce kłód pod nogi zdecydowanie częściej niż ustawa przewiduje. Szybko dochodzi to do granicy przesady, bo już samo zostanie w wieku siedmiu lat na bagnistych włościach wystarczyłoby do popadnięcia w depresję, a tu los trzyma w zanadrzu więcej. I więcej. I więcej. I często dowalone na siłę, bo jak inaczej określić kolesia, który nagle, jak gdyby nigdy nic wraca po latach z, kurwa, piórkiem i chromoli jakieś kocopoły, że nie mógł zapomnieć, że teraz rozumie, że to, że tamto. Wstydziłby się w ogóle wyłazić do ludzi. No ale wyłazi i tutaj śpiewające raki przeskakują rekina.
Od tego momentu film już zdecydowanie za długo zmierza do końca, by widz przez ostatnie minuty już tylko czekał aż się zlitują i pokażą to, czego spodziewa się chyba każdy. No ale na to trzeba będzie trochę poczekać, bo przecież filmy poniżej dwóch godzin nie mogą być dobre!
(2546)
Ocena Końcowa
6
wg Q-skali
Podsumowanie : O morderstwo lubianego przez wszystkich chłopaka z dobrego domu oskarżona zostaje mieszkająca na moczarach dziewczyna. Ekranizacja kryminalno-romantycznego bestsellera dla kobiet zwraca uwagę sympatyczną bohaterką i ładnymi zdjęciami krajobrazów. Naciągana historia powinna skupić się więc na tejże bohaterce, a nie sileniu się na sądowy thriller.
Podziel się tym artykułem:
A to nie taki Broadchurch?
Bardziej „Pamiętnik” 🙂