Nie będę dwukrotnie aż tak okrutny. Mindhunter, choć na nią zasługiwał, nie doczekał się osobnej recki. Godless też zasługuje na osobną reckę więc… się jej doczeka. Recenzja serialu Netfliksa Godless.
O czym jest serial Godless
Dziki Zachód, końcówka XIX wieku. Poprzez dymy zasnuwające coś, co jeszcze do niedawna było małym miasteczkiem przebija się oddział dowodzony przez szeryfa Johna Cooka (Sam Waterston). Podąża on śladem bandy bezlitosnego Franka Griffina (Jeff Daniels), który terroryzuje okolice i grabi, co da się zgrabić. Tym razem, po dokonaniu napadu na pociąg, Griffin i jego ludzie wycięli w pień całą populację okolicznego miasteczka. Dorosłych zastrzelili bądź puścili z dymem, dzieci powiesili. Griffin jest nie w sosie, bo jego wychowanek, którego traktował jak syna, niejaki Roy Goode (Jack O’Connell) nie dość, że okradł go z całego łupu, to jeszcze odstrzelił mu rękę. Goode’a trzeba więc czym prędzej znaleźć i odzyskać, co skradzione. Tymczasem ranny Goode trafia na ranczo Alice Fletcher (Michelle Dockery). Kobieta mieszka tam razem z synem i teściową. Alice nie daje sobie w kaszę dmuchać i Roy szybko się o tym przekonuje. Ranczo Alice leży w pobliżu górniczej osady La Belle, którą niemal w całości zamieszkują kobiety. Wszystko za sprawą tragedii w kopalni, która pochłonęła życie pracujących tam górników. Ocalałych mężczyzn jest niewielu. To kilku dziadków, tracący wzrok szeryf Bill McNue (Scoot McNairy) oraz jego młody zastępca, zawadiacki Whitey Winn (Thomas Brodie-Sangster). Kiedy w pogoni za Goode’em wpadnie tu Griffin razem ze swoją bandą, z La Belle prawdopodobnie nie będzie czego zbierać. Na razie jednak jest jeszcze trochę czasu na to, żeby się przygotować, a może nawet przeprowadzić jakąś kontrzaczepną akcję dywersyjną?
Recenzja serialu Godless
Jakże przyjemnie ogląda się te seriale Netfliksa, które wyglądają niczym film fabularny. To główna myśl, jaka chodziła mi po głowie podczas szybkiego seansu siedmiu odcinków Godless. Jeszcze nie wszystkie ich seriale mają taki poziom realizacyjny i gotów jestem pomyśleć, że może tylko jedną kamerę filmową mają na składzie ;). Skończyli Mindhuntera, wzięli się za Godless. Realizacyjnie, choć czas akcji dzieli stulecie, jest to ta sama jakość i naprawdę trudno mówić o Godless inaczej niż per kilkugodzinny film. Znakomicie ogląda się pięknie sfilmowane prerie, lasy i inne pustynie. Szerokie kadry, wiatr w grzywach koni, tumany kurzu pod wykolejoną lokomotywą. Wizualnie wszystkiemu można wlepić znak jakości Q.
Pod względem opowiedzianej historii też nie ma się co za wiele czepiać, choć jest to raczej typowa opowieść o Dzikim Zachodzie, kowbojach, szeryfach i trochę o Indianach, ale nie za dużo. Choć chronologia w Godless została troszeczkę poszatkowana, to te wszystkie flaszbaki odsłaniające młodsze lata Roya Goode’a itp. nie przynoszą właściwie żadnego szokującego rozwiązania. Ot backstory, jakich wiele i twista żadnego się nie spodziewajcie. Mają się bandyci napieprzać z laskami i w końcu będą się bandyci napieprzać z laskami. Z tego względu, jeśli od początku nie kupicie klasycznego westernowego klimatu Godless, to będziecie uprawnieni do stwierdzenia, że sporo tu zapychaczy i niepotrzebnych wątków (jedyny koleżka, który ocalał z katastrofy w kopalni, niemiecka dziedziczka fortuny, krwawa historia bliźniaków z bandy Griffina – tego wszystkiego mogłoby właściwie nie być i fabuła, by nie ucierpiała). Ba, sam uważam, że ze trzy odcinki można by z Godless wyciąć bez straty. No ale malują one dodatkowy świat serialu i świat Dzikiego Zachodu, a co za tym idzie nie są dla mnie wystarczającym powodem do tego, żeby narzekać. Pewnie, można było zrobić dwugodzinny film z samą esencją, ale cóż kręcić nosem, skoro zrobiono siedmiogodzinny film? To i nie narzekam, bo przyjemnie mi się Godless oglądało. I przyjemnie słuchało – w bardzo dobrym soundtracku Godless znalazłem nawet inspirację kollywoodzkim Kaaka, Kaaka. Brakowało mi już dawno jakiegoś porządnego westernu i Godless spełnił w zupełności moje oczekiwania. Próbowałem kiedyś z Hell on Wheels, ale nie wyszło, więc tym bardziej jestem zadowolony, że kolejny „telewizyjny” western się sprawdził.
Nie bez znaczenia w takim obrocie sprawy jest też bez wątpienia fachowo wyselekcjonowana obsada pełna niejednoznacznych kowbojów i twardych babek. Te ostatnie wpisują się w lansowany od dłuższego czasu wizerunek twardej bohaterki, która ogarnie ciepło domowego ogniska, a jak trzeba to przypierdzieli z Winchestera. Wśród mieszkanek La Belle mamy szeroki przekrój przez kobiece społeczeństwo od paniuś po kowbojki i od lesbijek po wyzwolone singielki. A także od Indianek po Murzynki. No wszystkie tu są i wszystkie w końcu chwycą za broń. Świetnie w tym kobiecym towarzystwie wypadł Thomas Brodie-Sangster, a jego młody zawadiaka rewolwerowiec to taki nowy Kevin Costner z Silverado.
Trochę irytuje w Godless, że na konkretną rozpierduchę trzeba się naczekać, ale gdy już do niej dochodzi, to bez wątpienia jest na co popatrzeć. Finałową strzelaninę obejrzałem sobie z przyjemnością aż dwa razy i teraz, gdy o niej piszę, mam ochotę popatrzeć sobie po raz trzeci.
Podziel się tym artykułem:
Dwa pytania:
1. Czy to jest zamknięta historia czy jak w „Dark” zakończenie nic nie rozwiązuje i jest tylko furtką do kolejnego sezonu?
2. Są cycki?
😀
1. Historia jest całkowicie zamknięta. Choć da się ją bez problemu pociągnąć dalej.
2. Są. Choć zbyt rzadko jak na taki potencjał :).
A mnie rozczarował.
7 godzin przynudzania po to żeby zobaczyć *ABSURDALNĄ* strzelaninę.
Że już nie wspomnę o tym co było ciut wcześniej z wojennymi zabijakami.
A mnie się tam podobało. Choć fakt faktem finałowa strzelanina nie miała wiele wspólnego z realizmem. 😉