×
Roadies, 1x01, reż. Cameron Crowe

Roadies 1×01. Recenzja serialu Camerona Crowe’a

Właściwy człowiek na reżyserskim stołku, ciekawa tematyka, realizacja i obsada, której mógłby pozazdrościć niejeden film oraz odważna stacja, która nie musi się zastanawiać nad tym, jak ugrzecznić na potrzeby telewizji niektóre aspekty życia rockandrollowca. Wygląda na to, że Showtime właśnie wyciągnął z rękawa kolejnego serialowego hita. Recenzja pilotowego odcinka serialu Roadies.

O czym jest serial Roadies

„Myślę, że większość ludzi nie ma pojęcia czym zajmują się „roadies”. Niech ich Bóg błogosławi. Ja tylko śpiewam piosenki, oni sprawiają, że koncert dochodzi do skutku” – takim cytatem z Toma Petty’ego rozpoczyna się serial autorstwa Camerona Crowe’a Roadies. Zaraz potem przenosimy się do pokoju hotelowego, w którym Bill (Luke Wilson) baraszkuje z wyglądającą na nieletnią dziewczyną urody azjatyckiej. Upojny poranek przerywa obsługa hotelowa ze śniadaniem oraz Shelli (Carla Gugino), która korzystając z okazji zagaduje Billa o szczegóły koncertu, który odbędzie się wieczorem. Oboje prowadzą firmę zajmującą się organizacją koncertów i aktualnie są w trasie z kolejną kapelą koncertującą po całych Stanach. A taka organizacja koncertu, przygotowanie sceny, nagłośnienia, oświetlenia i innych bajerów to nieustanne problemy. Począwszy od tego, że nasza naga Azjatka to córka menadżera hali, w której ma odbyć się najbliższy koncert. A jakby tego było mało jedna z najbliższych współpracowniczek Billa, Kelly Ann (Imogen Poots) właśnie zamierza opuścić ekipę i zacząć studia w szkole filmowej, a do tego wszyscy czekają na przybycie jakiegoś szemranego koleżki przedstawiciela zarządu, który najprawdopodobniej ma wyrzucić na zbity pysk kogoś z paczki zżytych ze sobą i zahartowanych w ogniu koncertów przyjaciół. Dzieje się wiele, a lista kolejnych zadań do odhaczenia, by koncert mógł się w ogóle odbyć jest długa.

Cameron Crowe a sprawa muzyczna

Już jako nastoletni chłopak Cameron Crowe pisał recenzje muzyczne do szkolnej gazety, a potem szybko piął się po kolejnych szczeblach kariery, by w końcu dostać się do magazynu Rolling Stone, gdzie został najmłodszym autorem w historii pisma. Przeprowadził dla niego wywiady m.in. z Bobem Dylanem, Erikiem Claptonem, czy członkami Led Zeppelin. Jego pierwszym artykułem, który trafił na okładkę pisma był reportaż z trasy koncertowej kapeli The Allman Brothers Band. Razem z nią, mając zaledwie 16 lat, ruszył w trasę przeprowadzając wywiady nie tylko z członkami kapeli, ale i z całą ekipą odpowiedzialną za przygotowanie koncertów. Po latach na podstawie tej historii napisał i wyreżyserował na wpół biograficzny film U progu sławy [Almost Famous] za scenariusz do którego został nagrodzony Oscarem.

Recenzja pilotowego odcinka serialu Roadies

Historia filmowej kariery Camerona Crowe’a zaliczyła potem po drodze kilka zakrętów, ale te nas w tej recenzji nie interesują. Dość powiedzieć, że po latach wrócił do swojego ulubionego tematu – muzyki – i jako się rzekło okazał się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, bo trudno sobie wyobrazić lepszego kandydata do zrobienia serialu o ekipie przygotowującej koncerty. Crowe zna temat, nic więc dziwnego, że zajął się nim jak należy w charakterystycznym dla siebie lekkim klimacie opowieści przede wszystkim o ludziach. Bo ci interesują go bardziej niż opowiadana historia.

Nie ma co ukrywać, że Roadies jest właściwie serialem „o niczym”. No a przynajmniej jego pilot, ale trudno przypuszczać, żeby w kolejnych odcinkach nagle zaczął tu grasować jakiś tajemniczy seryjny morderca. Nie można powiedzieć, że w Roadies nie ma znaczenia to, o czym opowiada, bo to przecież sedno pilota, ale nie wydarza się tu nic nadzwyczajnego. Ot ekipa przygotowuje koncert i zmaga się ze zwyczajnymi kłopotami z tym związanymi. Tyle, że kulisy wielkiego koncertu, to miejsce raczej niedostępne dla zwykłego śmiertelnika i to sprawia, że właśnie te kulisy zwiedza się z ciekawością i przyjemnością. Skrupulatnie punkt po punkcie wykreślamy kolejne pozycje z listy to do, a że tych nie brakuje, to godzina odcinka w ogóle się nie dłuży. Szczególnie że Crowe potrafi opowiadać „o niczym”, a przecież umiejętnie napisany scenariusz to podstawa atrakcyjności filmu/serialu „o niczym”. Oscarowy twórca umie w scenariusz przez co choć „nic się nie dzieje”, to tempo pilota jest wartkie i żywe jak rockandroll o co dbają też nieźli (Wilson, Rafe Spall) i ładni (Poots, Gugino, Keisha Castle-Hughes) aktorzy.

I to wydaje się jest sposób na ten coraz bardziej powszechny brak pomysłów i wrażenie, ze wszystko już gdzieś było. Nie spinanie się tylko po prostu opowiedzenie o czymś ciekawym bez napinki i siłowania się na sensację. W pilocie Roadies bardzo dobrze to wyszło, boję się jednak co to będzie dalej, gdy Cameron Crowe odsunie się na krzesło producenta czy co mu tam wpiszą w napisach. Zobaczymy, na razie jest bardzo dobrze nie tylko pod względem serialowym, ale i momentami także muzycznym!

Podziel się tym artykułem:

2 komentarze

  1. Skończyłeś Roadies? Dużo mieszanych opinii, nie wiem czy zaczynać, a w zanadrzu różne ciekawe anime, przyda się Twoja opinia. Pzdr.

  2. Nie, jestem totalnie w dupie ze wszystkim :(.

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004