×
recenzja serialu wayward pines

Widzę znanych ludzi! – recenzja Wayward Pines, 1×01

Leciutko zapomniany M. Night Shyamalan powrócił kilka dni temu zwiastunem – rozgryzanego w komentarzach do Prevuesów jako nowa wersja bajki o Jasiu i Małgosi – filmu The Visit. Okazuje się, że nie jest to jedyny projekt, nad którym pracował. Reżyser postanowił na chwilę zdradzić kino dla telewizji i zrealizował dla FOX-a nowy serial – tytułowe Wayward Pines. Tajemnicze miasteczko, które nawet nie stara się nie przypominać Miasteczka Twin Peaks, choć daleka droga przed nim.

oko w serialu Wayward Pines - recenzja pilota

Naprawdę nie da się już inaczej seriali zaczynać?

Bohaterem Wayward Pines jest agent Służb Specjalnych, który pracuje nad sprawą dwójki zaginionych agentów. W wyniku tego śledztwa ulega poważnemu wypadkowi i ląduje w szpitalu w tytułowym miasteczku. Odkąd tylko przy jego łóżku pojawia się pielęgniarka, bohater czuje, że coś jest nie tak. Nie czekając na wypis opuszcza szpital i próbuje skontaktować się z najbliższymi. Nie jest to jednak takie łatwe, a napotkani na jego drodze mieszkańcy tylko utwierdzają w przekonaniu, że dziwnie się dzieje w państwie duńskim.

Pierwsze, co rzuca się w oczy w tym serialu to jego obsada. Naszpikowana gwiazdami jak chyba mało który serial ostatnio. To nie tylko Shyamalan za kamerą, ale przede wszystkim znani i lubiani Matt Dillon, Juliette Lewis, Terrence Howard, Melissa Leo, Toby Jones, Carla Gugino i Shannyn Sossamon. Może nie są to pierwszoligowe nazwiska, ale spokojnie każdy z nich mógłby dostać swój własny serial. A tutaj dokładają cegiełkę do tajemniczego świata serialowego miasteczka, co jakiś czas wyskakując z pudełka, jakby samym tylko swoim pojawieniem się mieli sprawić, że serial będzie lepszy. Szczególnie ciekawe jest pojawienie się Howarda w świetnej roli szeryfa, ale sprawiającej wrażenie, jakby dogranej już po zakończeniu zdjęć. Nie zdziwiłbym się w każdym razie, gdyby ich potem jeden po drugim odstrzeliwano – w zasadzie murowany pomysł na popularność serialu.

Juliette Lewis w serialu Wayward Pines

– Richie, would you do me a favor and eat my pussy for me… please?

Szczególnie w sytuacji, gdy oprócz tych znanych nazwisk produkcja póki co nie ma niczego innego do zaoferowania. Pilot każe zadać widzowi zbyt wiele pytań, na które nie udziela odpowiedzi. Z jednej strony to dobrze, bo intryguje do oglądania dalej, ale z drugiej podczas seansu miałem wrażenie, jakby reżyser chciał wcisnąć do odcinka maksymalnie dużo zaskakujących rzeczy byle tylko zrobić wrażenie. Coś jak dezodorant zamiast prysznica ;). A tak naprawdę biorąc je na bok i dokładniej się nim przyglądając zauważy się, że to sztampowe i wyświechtane zagrywki, jakie do znudzenia możemy oglądać w kolejnych produkcjach. I nie ma tu żadnego wyraźniejszego pomysłu, bo za taki trudno uznać podstawianie bohaterowi pod nos coraz dziwniejszych bohaterów i sugerowanie, że może przeskoczył w czasie, że może to nie on w ogóle, może to, może tamto. Nie jest sztuką mnożenie takich tajemniczych spotkań/wydarzeń. Sztuką jest połączenie ich potem w jakieś WOW. I bez tego WOW nie widzę szans dla tego serialu.

Ale też go nie przekreślam od razu, bo pilot nie daje żadnego pewnego obrazu ciągu dalszego. Na razie mamy historię rodem z The Truman Show wzbogaconą o parę trupów i innych tajemnic, w której zamknięty świat jest tylko areną. Ale jeśli przez najbliższe jeden, dwa odcinki nie będzie tego WOW to do widzenia, bo realizacyjnie jest to zwyczajny średniak.

Carla Gugino w serialu Wayward Pines recenzja pilota

– Jest coś, co mogłabym zrobić, abyś zmienił zdanie?

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

  1. Serial jest na podstawie książki, więc wiadomo co będzie dalej i jakie będzie WOW (szczególnie dla tych co czytali 🙂

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004