Klasyka kina nuklearnej zagłady. A właściwie telewizji, bo to kolejny w zestawieniu film telewizyjny. Rekordzista pod względem milionów widzów, którzy w dniu jego premiery zasiedli przed telewizorami. I potem mieli nuklearną traumę, której trudno się dziwić, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich wyemitowany został film i panujące zewsząd przeświadczenie, że „better dead than red”. I prawie pewność, że w końcu ktoś nie wytrzyma i naciśnie nuklearny guzik. I za chwilę zaczną w żyć w świecie, w którym pojawienie się superbohatera w niczym nie pomoże – wygrywający w pojedynkę wojnę John Rambo miał przyjść dopiero za dwa lata.
W przeciwieństwie do kameralnego Testamentu, „Nazajutrz” to film nakręcony z dużo większym rozmachem, choć dzisiaj wiele pokazanych w nim scen i wizualnych efektów może zwyczajnie śmieszyć. Nie ma co ukrywać, że nawet jak na produkcję telewizyjną to są one rzeczywiście śmieszne i pewnie każdy z nas by sobie teraz na szybko dużo lepsze zmajstrował na swoim kompie. Ale nie ma to żadnego znaczenia (poza jakimś tam komfortem oglądania filmu, w którym coś cały czas zgrzyta), bo mowa nie o hollywoodzkim widowisku stawiającym na rozpierduchę, ale ostrzegawczym kinie pokazującym co by było gdyby. Na pierwszym miejscu stawiającym nie wrażenia wizualne, ale wyraźny głos w sprawie. Głos przestrzegający, że nuklearnej wojny wygrać się nie da, a jej wynik może być tylko jeden. Jaki? „Nazajutrz” nie zostawia dużo wyobraźni.
Jego bohaterami są mieszkańcy stanu Kansas (film powstał przy ich znaczącej pomocy), którzy z coraz większym niepokojem śledzą nadchodzące z dalekiej Europy informacje o zagrożeniu wojną. Choć wydają się one odległe i niezagrażające ich życiu, to jednak budzące rosnący strach. Nie bez powodu. Gdy wybuchają pierwsze bomby atomowe, wszystko staje na głowie. I okazuje się, że z upływem czasu wcale nie jest lepiej, ale wręcz odwrotnie.
Koszmar jednostki z „Testamentu” w „Nazajutrz” przedstawiony został w dużo większej skali. Walcząca o przeżycie w piwnicznym schronie rodzina, lekarz, który stara się opanować coraz większy chaos w zarządzanym przez niego szpitalu, najbardziej świadomy zagrożenia fizyk, wojskowy, który zdezerterował z armii, by wrócić do swojej ukochanej. A wszystko w zasypywanych opadem radioaktywnym ruinach, w których jeszcze przed chwilą codziennością tętniło życie. Trudno o lepszy przepis na koszmary ówczesnych widzów dostających z telewizora prosto w twarz obrazem totalnej dekonstrukcji wszystkiego. Świadoma efektu, jaki wywoła ich film, stacja uruchomiła po premierze specjalny numer telefonu, pod który mógł zadzwonić każdy i upewnić się, że to, co zobaczył to tylko filmowa fikcja. Póki co. I ludzie dzwonili, szczególnie że w oryginalnej wersji filmu dramatyczny komunikat prezydenta USA z finałowych minut wypowiedziany został przez głos do złudzenia przypominający głos Ronalda Reagana. Potem został on zmieniony na inny, nierozpoznawalny.
Po premierowym seansie odbyła się także w studio ABC nuklearna debata. Trudno nie kochać w takich sytuacjach Internetu – zamiast słuchać wspomnień o tej debacie, można ją sobie zobaczyć i bliżej wsiąknąć w klimat „Nazajutrz”:
Ocena Końcowa
7
wg Q-skali
Podsumowanie : Atak jądrowy destabilizuje działanie państwa. Ci, którzy ocaleli, próbują przetrwać. Film ostrzeżenie dla całego pokolenia Amerykanów. Telewizyjna klasyka.
Podziel się tym artykułem: