Czy zastawialiście się kiedyś, jakie jest wasze życie? Satysfakcjonujące? Moje takie jest. Dorobiłam się siedmioletniego związku w nieustannym rozwoju, przyjaciół, przy których mogę być sobą, buldoga francuskiego z ADHD i fatalnymi manierami oraz jarającej mnie pracy, gdzie często drążę ciążę.
Jednak kiedyś – żeby moje życie miało smaczek – wystarczył raz Maheszyk, raz Szaruchanek.
Ale Bollywood, Tollywood i Kollywood nie bawią mnie już tak jak kiedyś. (Starą Asiek możecie powspominać: TUTAJ). Sherlock z Benedictem Cumberbatchem za rzadko ma premierę, a ja potrzebuję podniet, szaleństwa, opętania. Obsesji! I w końcu ją znalazłam w KOREAŃSKICH DRAMACH! A w nich komedia, miłość, dramat, płacz i duuuużo całowania Wszystko to, co kocha infantylna część mnie.
Znowu zakrywam oczy z zawstydzenia, gdy on scałowuje piankę od kawy z jej ust, śmieję się jak głupia do sera, gdy facet z sercem wyciętym z włosów na klacie obnaża się wieczorami w parku niewinnym uczennicom i zalewam się łzami, gdy bohaterowie mówią w deszczu: „Odchodzę”. Ale, co najważniejsze, gdy myślę, że widziałam już wszystko, dramy zaskakują mnie fabułą, sceną, dialogiem, sposobem myślenia Azjatów. Wydaje mi się, że łączą to, co jest najlepsze w komediach romantycznych oraz argentyńskich telenowelach razem z przerysowanymi uczuciami prosto z indyjskich filmów.
Dlaczego zwie się to dramą, a nie serialem? Czy wszystkie dramy opowiadają o miłości? Dlaczego akurat koreańskie? Czy są inne? Na to odpowiem w kolejnych notkach.
Q twierdzi, że opisy dram najczęściej zaczynają się tak: W uporządkowane życie architekta Ping Pong Juhu wkracza roztrzepana sprzedawczyni czterolistnych koniczynek Juan Bin Pak. No i może schemat romansowo-komediowych dram jest podobny, ale za to – jak to jest zrobione! Zamiast architekta mamy np. kosmitę z super mocami, a zamiast sprzedawczyni koniczynek dziewczynę, która widzi duchy proszące ją o dziwne przysługi. I już robi się interesująco. Do tego dochodzą świetne piosenki jako motywy przewodnie seriali. Inna zaleta – dramy to historie zamknięte, które przeważnie mają od 16 do 20 odcinków. Czyli nie ciągną się w nieskończoność jak makaron.
Od czego zaczęło się moje nowe szaleństwo? Znowu od festiwalu. Tym razem „Pięć Smaków” w Muranowie. Obejrzałam film „Dama z Seulu” z Cha Seung Wonem . Z dramami film nie ma nic wspólnego. Opowiada o policjancie, który za dnia jest twardzielem rozwalającym w pył przestępców, a w nocy marzy, by być… kobietą. Ale aktor i klimat filmu zainteresowały mnie na tyle, że poprosiłam Q, żeby poszukał mi jakichś innych filmów z „Szajsungiem”. A Quentin na swoją zgubę powiedział: – Facet gra w serialach, chcesz jakiś zobaczyć? Teraz pewnie żałuje, bo zaniedbuję obowiązki domowe, po przyjściu z pracy odpalam komputer i łykam jak pelikan małe rybki z pięć odcinków na raz dopóki nie robi się 2. w nocy. I tylko rozsądek podpowiada mi, że powinnam iść spać.
Na koniec moje ukochane sceny z dramy, którą opiszę jako pierwszą – „The Greatest Love”:
C.D.N.
MASALA-Asiek Banaya Aapne
Podziel się tym artykułem: