×

Serialowo, s06e04

Dzisiaj, z tego co widzę, cała seria seriali z gatunku: „Tak jak o tym piszę już od jakiegoś czasu”…

Sons of Anarchy, do 6×09

W SoA zawsze jest coś takiego, że przychodzi środek sezonu i pojawia się przeraźliwa nuda. Niezależnie czy sezon zaczął się dobrze czy nie. No i właśnie teraz nadszedł ten moment. Nie pamiętam dokładnie czy od dwóch czy od trzech odcinków, ale przyszedł. Zaraz po tym, gdy w końcu mogłem napisać o tym serialu coś miłego.

Debilny plan Tary na szczęście się nie powiódł, bo był naprawdę debilny i żal byłoby poczuć, że Sutter traktuje widza jak debila. Nie ma niestety tego złego co by na gorsze nie wyszło, bo z tego wszystkiego Jax zaczął nad sobą rozmyślać. Załatwił dom jednemu panu tak jakby to miało go choćby troszeczkę odkupić. Chce mieć ledżitymyt biznes, jeszcze tylko nie zaczął się ubierać jak alfons. Ani chybi kolejny odcinek zacznie od pisania pamiętniczka, w którym poradzi synowi jak żyć.

Zamotało się w SoA na tyle, że trudno się z tego teraz odplątać. Mam nadzieję, że zbuntowana małolata nie okaże się córką kochanki Johna Tellera czy coś, bo to też za mądre nie będzie. Ale chyba niestety nie po to się tylko pojawiła, żeby ojciec mógł odzyskać dom. Tak czy siak, co by nie zrobili to pewnie będę narzekał, więc jeśli już, to życzyłbym sobie, żeby choć ostatnie odcinki były tak miłe i „motocyklowe” jak te dwa przed nudą.

PS. Ciągle zapominam o tym napisać, więc teraz nie zapomnę: Unser dochapał się w końcu nazwiska w napisach początkowych!

***

Suits, koniec s2, początek s3

„Suits” wyraźnie zaczęli cierpieć na Syndrom Matki Beckett. Dopóki każdy odcinek kręcił się wokół jednej ciekawej sprawy było fajnie. Kiedy zaś serial zamienił się w jedną ciągłość i najpierw użeranie się z Gale’em Boetticherem, a potem z Varysem i wdową po Edzie Starku – cóż, nie jest już tak fajnie.

Doszło dramatyzmu, bohaterowie ciągle stają przed jakimiś wyborami i decyzjami wobec kogo być lojalnymi, a firmie co trochę grozi katastrofa. Powinno być fajnie, a nie jest. Bo „Suits” najfajniejsi są wtedy, gdy są łatwi i przyjemni (nie wiedziałem, jak odmienić „lekki” :P). Ziewam więc tak samo, jak na odcinkach o Matce Beckett.

A Rachel po prostu jest na maksa irytująca. Za każdym razem, gdy mówi, że jest paralegal to mam ochotę ją kopnąć.

***

Castle, do 6×07

A skoro o Matce Beckett… „Castle” na szczęście odwrotnie do „Suitsów”. Znów jest ten stary i dobry. Sprawy może nie są tak porywające, jak najlepsze sprawy z sezonu piątego, ale takie odcinki ogląda się lepiej niż miotanie się Kate w agencji rządowej. Swoją drogą bez słowa tego flejtucha co ją zastępował się chyba pozbyli. Nieładnie z ich strony.

Byłem ciekaw czy utrzyma się tendencja z 05 i 06, które bardziej nadawały się do „Z Archiwum X”, choć wzbogacone humorem bohaterów zyskały na ponadiksfajlowej wartości. Nie utrzymała się kosztem odcinka rudodenerwującocentrycznego. Zostając jednak na chwilę przy ZAX muszę stwierdzić, że sceptycyzm Kate był nieznośny. Kate zawsze była sceptyczna wobec pomysłów Castle’a, ale w tych dwóch typowo nadprzyrodzono-przygodowych sprawach było to denerwujące. Nic tam, 05 i tak w połowie przespałem. Od Aśka wiem, że to chyba pierwsza sprawa w historii „Castle’a”, której nie dało się wytłumaczyć racjonalnie. Ciekaw jestem, skąd taki pomysł na odcinek.

Ruda powinna wyjechać do Kostaryki (a wcześniej się rozebrać 😉 ) i zostawić ojca w spokoju. Po co mu rodzicielskie rozterki? Niechże idzie i rozwiązuje cool sprawy. Wszelkie wątki, które scalają serial w dłuższą ciągłość są tu dla mnie niepotrzebne.

***

The Walking Dead, do 4×04

Ludzie zrzędzą, że nuda i nie sposób się z nimi nie zgodzić, ale ja jestem z tego gatunku, co to mu się tę nudę przyjemnie ogląda. Wiadomo, że wypad po zapasy i leki spokojnie mogli obczaić w jednym odcinku, a tu już trzy z tego zrobią, ale kupuję konwencję „idziemy gdzieś, napadają na nas zombie, walczymy” i nie potrzebuję tu akurat jakiejś megafabuły. Wystarczająca jest dla mnie obserwacja tego, kto przeżyje, a komu się ta sztuka nie uda. I kręcenie nosem na to, z jaką łatwością można odcinać łepetyny przy pomocy katany.

No i co? Nie napiszę przecież, że były jakieś niespodziewane zwroty akcji, czy całkowite wolty. Bo nie było. Trochę irytuje mnie, że większośc problemów, jakie spotykają bohaterów pojawia się tylko i wyłącznie z tego powodu, że sami za dużo myślą, ale z drugiej strony jak się mają zachowywać walcząc od dawna o przetrwanie? Wiadomo, że w takich sytuacjach zombie akurat są najmniej groźną rzeczą, jaka może spotkać bohaterów. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że wszystko byłoby dla nich prostsze i łatwiejsze, gdyby złapali się za ręce i do siebie uśmiechnęli.

Aha, nie podoba mi się myk z Carol i mam nadzieję, że ona tak nie na zawsze sobie pojechała. Bo ją lubię.

***

Homeland, do 3×06

Pomysłu na wepchnięcie do jednej fabuły Rudego (aktualnie Łysy) i Szurniętej brak, wobec czego mamy tak naprawdę dwa spin-offy póki co. „Homeland: Carrie” i „Homeland: Brody”. Nie wątpię, że ich ścieżki się w końcu połączą i okaże się, że wszystko się od początku zazębiało i tak miało być, ale na razie głupio to wygląda. I nic tego w moich oczach nie zmieni.

Oglądam, bo oglądam, ale coraz częściej walczę z chęcią naciśnięcia „stop” na pilocie. Moja niechęć do Carrie mi nie pomaga (szlag mnie trafia, gdy znów robi tę minę „ojej, ale nie tak to było zaplanowane, dlaczego się popierdoliło? ja się nie zgadzam!”) w wyniku czego męczę się z każdą minutą bardziej. Ale oglądam, więc do końca źle na pewno nie jest.

Nie moje tempo, nie moje Ważne Sprawy. Jack Bauer… Wiadomo, co by zrobił Jack Bauer. Godzinka i kryzys światowy zażegnany. A propos: wątek z Daną kładzie na łopatki każdy wątek z Kim. No ale mnie Kimnaping nie przeszkadzał 🙂

***

Survivor, do 27×08

Jest merge, jest zabawa. Teraz już do końca sezonu powinno być fajnie, czyli tak, jak to w „Survivorze” lubię najbardziej. Ma swoje minusy (Kat rycząca, żeby jej chłopak nie zostawił, bo odpadła – żenuła; fakt, że nikt już nie robi fake idoli – idę o zakład, że im produkcja zabroniła, bo to już było i nie chcą się powtarzać), ale ostatecznie i tak wychodzi na wielki plus. I te hashtagi pojawiające się w odpowiednich momentach cha cha cha 🙂 #blindside LOL. Udany sezon

***

Chłopaki do wzięcia, na bieżąco

Ha, niespodzianka! Został mi jeszcze jeden tag do zagospodarowania (limit siedmiu), choć tak teraz myślę, że przecież i tak tego nie otaguję, bo nie będę o CdW raczej więcej pisał. A na pewno nie więcej niż raz/dwa.

Trafiłem przypadkiem. Przeglądałem co tam na Ipli dają i myślałem, że to jakaś staroć. A tu zaskoczenie. Nowa produkcja, która cały czas sobie leci, a ja nic a nic o niej nie słyszałem. I tak zaczęliśmy oglądać z Aśkiem, że ciurkiem dwa sezony zobaczyliśmy, a teraz jesteśmy na bieżąco.

Irena i Jerzy Morawscy nie pierwszy raz wyruszają z paradokumentalną kamerą gdzieś niedaleko za miedzę i znów okazuje się, że to niedaleko to jednak strasznie daleko. Trudno powiedzieć czy bohaterowie tego paradokumentu rzeczywiście tacy właśnie są, czy może są tacy, bo tak chciał scenariusz. A może trochę tak i trochę tak lub odpowiednio zmontowani. W każdym bądź razie śledzenie ich przygód to niepowtarzalne doświaczenie. Niby można się trochę dowartościować, a zarazem trochę oburzyć, że filmowcy ich wykorzystują dla ubawu gawiedzi.

Ale ja z kazdym odcinkiem mam jednak coraz mniejszy ubaw. Bohaterowie-prostaki irytują mnie coraz bardziej i już żal słuchać jacy są beznadziejni. Nie mieli szczęścia, urodzili się na wsi, do szkoły pewnie za długo nie chodzili itd., ale na litość boską! Ich prymitywizm jest momentami straszny.

Ale nadal śmieszny. Choć w ten dziwny sposób, kiedy to się śmiejesz, ale coś ci mówi, że nie powinieneś tego robić. 

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004