×

Serialowo, s05e10

Winter is coming. Żartuję, nigdzie sobie przecież nie poszła i dalej sypie śniegiem po pas. No żartuję nie do końca, ale tak metaforycznie bardziej niż dosłownie. U mnie zbliża się winter w postaci remontu łazienki, który – jak sądzę – powstrzyma mnie skutecznie od uskutecznianego do tej pory systematycznego pisania dzień po dniu. Żarcik tak 😛 Ale fakt faktem – jeśli teraz z wpisami jest tak sobie, to co dopiero będzie w trakcie remontu? Brudzącego, głośnego, przeszkadzającego, zniechęcającego… Brrr…

Zbiega się to wszystko w czasie z nawałem pracy i świętami, które zaburzyły mój naprawdę dobry rytm praktycznie codziennego oglądania czegokolwiek. Dość dodać, że chyba od dwóch tygodni nie obejrzałem żadnego filmu i nic nie wskazuje na to, żeby kwiecień miał to poprawić. Tak się na zapas tłumaczę, a skalę mojego zapóźnienia niech pokaże fakt, że dzisiaj zdumiałem się, że nowe „Martwe zło” jest już w kinach. JAK TO? JUŻ?! PRZECIEŻ DOPIERO ZACZĘLI KRĘCIĆ! Tak sobie pomyślałem… Będę się starał odwiedzić kino i zobaczyć co tam z klasyką Raimiego zrobili, może to mnie przełamie.

Odetkałem się za to z serialami. Znowu mam ten okres, w którym chce mi się oglądać seriale. Przychodzi falami, stąd przerwy w dostawie „Serialowa”. Dzisiaj kolejna taka przerwa się skończy, a właściwie, już się skończyła.

***

Survivor, do 26×8 włącznie

Zaczynam od „Survivora”, bo doszły do mnie głosy, że nic o „Survivorze” nie piszę i nie ma gdzie na niego narzekać. No to piszę, choć ja powodów do narzekania na „Survivora” nie mam. Standardowo – lubię go jak zawsze i przyjemnie mi się go ogląda. Choć parę chociów oczywiście ma. Ale za nami już merge i pierwszy poważny blindside, więc powinno już być dobrze. Faworyci pozamiatali, Fani leżą i kwiczą – można się tego było spodziewać.

Choć z drugiej strony Fani wcale jakiejś specjalnie mocnej grupy nie stworzyli. O kijowej ich selekcji już pisałem i każdy odcinek tylko jej dowodzi. Gdyby nie Brandon i Filip, reszta byłaby w zasadzie całkiem anonimowa. Tak jak Cochran, który nijak nie przypomina geeka ze swojego sezonu i żadnych problemów z tego powodu nie ma. Wypśtykał się z nich w swoim oryginalnym sezonie chyba.

Z kolei poważnym minusem Brandona i Filipa jest to, że wszystko aż krzyczy: „podstawieni! podstawieni!”. Tęsknię za tym niewinnym oglądaniem „Survivora” zanim natknąłem się na MegaSpoiler i zanim poczytałem parę for/forów/łotewer. Tak czy siak obaj są/byli zbyt niewiarygodni, żeby być prawdziwymi. Odejście z hukiem Brandona (pokutuje w nim ta przemożna chęć, by w sezonie wydarzyło się coś, czego wcześniej jeszcze nie było) można uznać za typowe dżampnięcie przez szarka, a Filip… Cóż, Filip, to dopiero agregat – na pewno nie jest z nim nudno. Nawet kupę robi tak jak Boston Rob.

***

Gra o tron, do 2×04 włącznie

W końcu zacząłem oglądać. W końcu przebrnąłem przez więcej niż dwa odcinki, bo tyle obejrzałem za jednym zamachem dawno temu (po części nie z mojej winy). W końcu się wciągnąłem i szybko powinienem dogonić GoT na bieżąco.

To rzeczywiście bardzo dobry serial, co do tego nie ma wątpliwości. Świetnie zrealizowany i co do tego też nie ma żadnych wątpliwości. Dobrze się go ogląda, wciąga, bez dwóch zdań stanowi serialową czołówkę, a wśród tych seriali, które lecą aktualnie, kto wie, czy nie jest najlepszy.

Ale 🙂 Zachwytów nad nim nie podzielam. To znaczy tych takich Zachwytów przez duże Z. Że oderwać się nie można, że chciałoby się cały łyknąć za jednym zamachem itp. Bez przesady, robię przerwy i żyję. Zalety zdecydowanie przewyższają wady GoT, ale nie ma co ukrywać, że trochę wad ma. Dzielę się nimi co jakiś czas na Q-Fejsie, gdy mnie coś bardziej w oko kłujnie. Ostatnie spostrzeżenie dotyczyło Zimy, od której zacząłem. Straszyli i straszyli, że przyjdzie, a póki co nie tylko nie przyszła, ale przyszło Lato. W takim tempie obawiam się, że do końca s2 nie przyjdzie.

Mam swoje ulubione postaci (chyba nic dziwnego, że Kurdupel), mam te, które szczerze nienawidzę (Joffrey, ty chuju!), jedne wątki ciekawią mnie bardziej (za mało Khaleesi i świństwo co zrobili z Khalem), inne mniej (ambitna Dziwka) – ostatecznie wychodzi na naprawdę duży plus, ale bez czołobitności.

***

The Walking Dead, s3

Nie wiem co gorsze – słaby początek sezonu i fajny koniec, czy fajny początek i słaby koniec. Chyba to pierwsze. Niestety TWD to przykład na to drugie. Pierwsze odcinki oglądało mi się więcej niż bardzo fajnie (któryś tam odcinek orzekłem nawet Odcinkiem Serialowego Sezonu) i czekałem na konfrontację między dwoma obozami. Potem zaczęło się niepokojące zwalnianie fabuły do zera, ale myślałem, że to tylko tradycyjna cisza przed burzą. Ostatni odcinek, przyznam, przyszedł dla mnie zupełnie niespodziewanie. Myślałem, że jeszcze ze dwa do końca, a tu, tadam, Wielki Finał. No Finał, a nawet finał, bo na pewno nie Wielki.

Nie wiem co to miało być, ale zaczęło się obiecująco. Gubernator wjechał na pełnej kurwie do więzienia i wysadził w powietrze dwie wieżyczki strażnicze. A potem już do końca zachowywał się jak idiota, a i nasi bohaterowie byli nie lepsi, bo zamiast w spokoju wystrzelać wszystkich jeden po drugim albo wysadzić granatem w powietrze całą grupkę, to postrzelali w powietrze i nie zabili w zasadzie nikogo. Tylko po to, żeby Gubernator mógł mieć potem swoją chwilę chwały (przy okazji rozumiem, że nikt mu nic nie zrobił i to kupuję – zaznaczam, bo wielu na to narzeka). The End.

Jestem rozczarowany. W ten sposób to TWD może mieć i piętnaście sezonów.

***

Castle, do 5×16 włącznie (albo do 5×15, kto by to spamiętał)

Sytuacja nieco podobna do TWD, choć nie do końca, bo nawet słabe odcinki „Caste’a” mają w sobie coś ciekawego. Nie zmienia to faktu, że sezon po kapitalnym początku (ach ten odcinek z found footage’em) zwolnił i stracił na blasku. I nawet Matka Kate powróciła, co przyjęliśmy z Aśkiem zawiedzionym jęknięciem. Co jak co, ale odcinki o Matce Kate są w „Castle’u” najgorsze.

Odcinkom proceduralnym brakuje zaś pomysłu, który miały pierwsze epizody serii. Trudno nie ziewać podczas porwania Rudej, bo przecie wiadomo, że się odnajdzie, a przy okazji trzeba cierpieć naprawdę kiepskimi grinboksami Paryżewa. A reszta jest taka OK i nic więcej.

Niezmiennie jednak „Castle” to mój ulubiony procedural i będę go na pewno oglądał do samego końca.

***

Hannibal 1×01-02

Jakby ktoś pytał: „A co z Hannibalem? Dzisiaj się zaczął”, to na wszelki wypadek odpowiem: Już pisałem o dwóch pierwszych odcinkach. O TUTAJ.

***

Bates Motel, do 1×03 włącznie

Zmęczyłem się. Pisaniem, bo oglądanie powyższego jeszcze mnie nie męczy. Pewnie dzięki Emmie 🙂 A sam serial jak serial. Szybko zaczyna podążać w kierunku „Miasteczka Twin Peaks”, czyli w każdym domu kryją się potwory, a my będziemy je wyłapywać. Plus Norman, który dość szybko zaczął być schizofrenikiem i to już chyba koniec opowieści o tym, jak to się zaczęło. To wszystko przez matkę – też mi odkrycie.

***

Barwy szczęścia, 915

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004