×

Medium [Hereafter]

Przyznam szczerze, że z lekko rozdziawioną japą przyjąłem napisy końcowe tego filmu i nazwisko „Peter Morgan” pod „Scenariusz”? Kurczę. Najpierw popsuł się Richard Curtis, a teraz padło na Morgana? Trzeba szukać jakiegoś kolejnego ulubionego scenarzysty? „Medium” wygląda bowiem tak jak gdyby przed rozpoczęciem pisania do niego scenariusza Morgan postanowił sobie przeczytać jakąś biografię Hitchcocka. Otworzył książkę i czyta: „Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi”, a tu nagle dzwoni telefon. Morgan odrywa się od książki, zapomina o niej, zaczyna pisać scenariusz…

Dziesiątki lat minęły odkąd Clint Eastwood biegał po ulicach amerykańskich miast i wymachiwał Magnum 357 .44.  Wtedy martwił się jedynie tym, czy w bębenku został mu jeszcze jakiś nabój czy nie. Lata minęły, teraz Eastwood jest coraz bliżej trumny, to i priorytety w jego myśleniu musiały się zmienić. Bardziej naturalne od liczenia naboi wydaje się myślenie o tym, czy Tam po śmierci coś jest. A wyraz tego dumania znajdujemy jasno i wyraźnie w „Medium”, które raczej nieprzypadkowo prześlizgnęło się przez kina (cywilizowane) bez robienia jakiegokolwiek szumu swoją tam obecnością.

Oto trójka bohaterów filmu Eastwooda. Medium, które ma dość kontaktów z zaświatami i ucieka od sławy w bezimienność szeregowego pracownika fabryki, znana francuska dziennikarka, która ocierając się o śmierć doświadcza zetknięcia się z życiem po życiu oraz chłopiec, który w wyniku nieszczęśliwego wypadku (a są w ogóle wypadki szczęśliwe?) traci swojego brata. Choć dzieli ich wiele kilometrów wszystko wskazuje na to, że przeznaczenie połączy razem ich ścieżki… Ot historia, która ani mnie ziębi ani parzy. Mam co prawda w domu jedną książkę Raymonda Moody’ego, ale odpadłem na trzeciej stronie – ot moje podejście do tematu.

Formuła, w myśl której na ekranie opowiadane są osobne historie z pozoru niezwiązane ze sobą – już dawno temu się wyczerpała. W zasadzie wyczerpała się już wtedy, gdy powstał trzeci, może czwarty film oparty na takiej właśnie formule (choć pewnie Inarritu, gdyby mógł to do dzisiaj by nas nią katował). Nie przeszkadza to jednak twórcom „Medium” z niej skorzystać, zamiast zaproponować coś choćby troszkę nowego. Trzeba jednak przyznać, że nikt nie próbuje tutaj zamącić widzowi w głowie tak, żeby już nic nie kumał co i jak. To uważam za plus, bo kombinowanie mogłoby pójść jeszcze gorzej. A tak, choć równocześnie śledzimy trzy osobne wątki, to nie ma żadnych wątpliwości do czego to wszystko prowadzi. Także i końcówka nie przynosi żadnego zaskoczenia w tej kwestii. Zatem dla reżysera/scenarzysty forma musiała być sprawą drugorzędną, a na pierwszym planie postanowili postawić treść. Bardzo dobrze – w końcu podstawą narzekania na współczesne kino jest przerost formy nad treścią. Szkoda tylko, że treść okazała się treścią nudną. I choć film dosłownie zaczął się od trzęsienia ziemi, to potem napięcie stopniowo opadało, opadało, opadało aż film się skończył. Nikt nie przyłożył defibrylatora do piersi scenariusza i nie dał mu kopa. Może chcieli, żeby też otarł się o tzw. doświadczenie śmierci? W przypadku filmu to niebezpieczne, bo na szali oprócz scenariusza jest także życie widza…

Nuda to w zasadzie jedyny zarzut pod adresem filmu Eastwooda. Tyle tylko, że zarzut poważny z gatunku Filmowych Zarzutów Śmiertelnych. No może jeszcze zupełnie subiektywnie ponarzekałbym na muzykę w tym filmie. Nie wiem. Nie ma nikogo, kto nie bałby się powiedzieć Eastwoodowi, że filmy, owszem, umie robić, ale z muzyką dałby sobie w końcu spokój? Nie jest to co prawda zła muzyka, ale w każdym jego filmie taka sama. Smętna melodyjka pełna długich nut i pauz z rozpisaniem na dwa instrumenty. W porywach.

A tak poza tym to wszystko inne na plus. Spokojne aktorstwo (BTW zdaje mi się, czy Matt Damon sporo schudł porównując początek filmu do jego końca?), fajne zdjęcia, ładna córka Rona Howarda (on na pewno jest jej ojcem?), oskarowe efekty specjalne (świadczące niestety o biedzie w tej kwestii), ładne lokacje itd. Wszystko takie jak trzeba bez przeszarżowania w żadną ze stron. I tylko ta nuda, nuda, nuda… 6/10
(1100)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004