– Znaczy się, że odcinek będzie sayidocentryczny. A co za tym idzie Sun i Jin znów się dzisiaj nie spotkają.
– Tanio, oj tanio chcą mnie zaskoczyć. Wiadomo, że jak nie pokazują kierowcy taksówki to znaczy, że jest nim ktoś, kogo znamy 😛
– Miło, że Nadia żyje. Zawsze ją lubiłem. Aczkolwiek niczego innego nie można się było spodziewać. Znaczy, że żyje, a nie że ją lubiłem.
– Łoo, „wujek Sayid”? Eee, to smutne. No to czekamy na znanego pyska nadiowego męża.
– Ale się nie doczekamy, bo wyszedł jakiś terrorysta. Ot ironia losu – pewnie zwykły family man a jakiś skurwielowaty; a taki Sayid torturer najsłodszy misio wszechświata i okolic.
– O, hehe! Nabrał mnie 🙂 No to już nie pierwszy raz w tym odcinku. Czyżby kierowcą taksówki też był nobody?
– „Omar otworzył właśnie nowy sklep”. Wytrychem 🙂 Rasistowski żart MODE OFF.
– Dziwne te dzieci Nadii. Nie wiedzą co to Sydney, a wiedzą co to bumerang.
– A może jednak Omar mnie nie nabrał. Uff.
– Ostro! Sayid chce odpowiedzi… Niestety, jak każdy przed nim i zapewne każdy po nim, zaczyna się pytać od dupy strony. A jak już się cokolwiek dowie to przybiegnie Benny z Świata Alkoholi i powie „szybko, szybko! chodźcie ze mną!”.
– Albo zaczną się bić. Swoją drogą wyjątkowo wyraźny jest w tej walce sobowtór Sayida. Nawet stopklatek nie trzeba robić.
– Nooo, to się Sayid popytał pełną copę, jak to się u nas mówi. A ogóle to mieliśmy tu kwintesencję sposobu zadawania pytań przez lostowiczów: „Zacznijmy od tego urządzenia. Podłączyłeś mnie do tego czegoś. Wbijałeś we mnie igły. A potem nazwałeś to testem”. Czyli znajdź znak zapytania w tym pytaniu. PS. O, sory Animol, myślałem że to Twoje ;P
– „Ja zawsze dotrzymuję obietnic”, czyli kolejne po „You have what it takes” magiczne zaklęcie w „Loście”.
– Napisy początkowe watch: Kevin Durand. Znaczy się, że powróci Martin Keamy. Nie jest to nic specjalnie niespodziewanego zważywszy alternatory. Ach, takie se właśnie określenie wymyśliłem na alternatywną story 😛
– Nieprzyjemność się powtarza, czyli kolejne zdupywyjęte pojawienie się Kate na parę sekund.
– Och, nie. Kolejna zdupywyjęta uwaga Q, który w nic dziś nie trafia. Kate jest coraz więcej!
– Ale i tak będę się teraz bał iść do jakiegokolwiek lasu, żeby nie spotkać tam Kate. Z drugiej strony…
– Sayid wolny jest. Powinien dźgnąć przed „Cześć, Sayid”.
– My name is Sayid and I’m a potter(er).
– Nadia pewnie sama nasłała zbirów na Omara, żeby sobie spokojnie z Sayidem pogadać 😉
– My name is Sayid and i’m a messenger.
– I kolejna ironia losu. Cindy, która z rozbitkami była jakieś pięć minut jest obcykana we wszystkim i wszystko kuma. Natomiast pozostali towarzysze niedoli już od ponad pięciu sezonów próbują się czegoś dowiedzieć. I nawet jak niektórych też porywali – to i tak guano się dowiadywali.
– Rzeczywiście, wielka mi tajemnica kto smaży jajka.
– A teraz byliśmy świadkami siedemdziesiątego dziewiątego w szóstym sezonie spojrzenia typu „ja cię skądś znam”.
– A co Sayid zamordował źródełko niech ożywi.
– Albo i nie?
– A skoro Sun już się dowiedziała, że Jin żyje, zatem następny ep wieszczę koreanocentrycznym. EDIT: Aczkolwiek po obejrzeniu odcinka zobaczyłem zwiastun następnego i wygląda na linusocentryczny.
– Uwielbiam tę umiejętność Dymku, dzięki której potrafi zabijać jedynie osoby nic nie znaczące w serialu niezależnie od tego, że powinni wszystkie zakamarki, w których można się ukryć znać lepiej od tych, którzy de facto się w tych zakamarkach ukrywają.
– Zdradzę teraz genialny pomysł scenarzystów, na jaki wpadli przed rozpoczęciem pisania scenariuszy do szóstego sezonu. Uwaga: „Hej, chłopaki! Wprowadźmy kilka tajemniczych nowych postaci, które po paru odcinkach zabijemy utwierdzając widza w przekonaniu, że wcale ich nie musiało być, a czas na nich poświęcony można było poświęcić na coś innego”. A wtedy ktoś zapytał: „A co, jeśli widzowie będą się burzyli?”. „To wtedy ożywimy tych bohaterów sadzawce”.
Mniej metaforycznie: po kiego grzyba katowali postaci Japońca i Benny’ego, żeby ich potem po prostu zabić.
– Werdykt: nie było źle, ale szósty odcinek zdecydowanie należy wpisać na listę odcinków, w których przez 95% czasu nie dzieje się nic pchającego akcję do przodu.
Podziel się tym artykułem: