×

Serialowo, s01e07

Dexter, 4×08

Nie, ale serio. Niech MJH idzie gdzieś na lekcje ziewania!

Jeśli zaś chodzi o odcinek to był przyzwoity i na dobrym poziomie. Debra w bieliźnie dodała mu wartości (mimo swojej wieszakowatości), a oszacowanie wzrostu napastnika, który strzelał do Lundy’ego i Debry wskazuje na to, że nie był to ani Trinity ani też chyba Anton, który dość wysoki jest. Może ten sam dzieciak co sprzątnął Combo w „Breaking Bad”? 😀

Niestety jednak nic nie wskazuje, żeby w tym sezonie wydarzyło się jeszcze coś niespodziewanego. Z grubsza już chyba wszystko wiadomo i obawiam, że zapowiada się dość marna końcowa rozgrywka podobnie do końcówki trzeciego sezonu. Niemniej jednak sezon czwarty zdecydowanie lepszy jest od sezonu trzeciego.

Survivor, 19×10

Po dziesiątym odcinku nie mam już żadnej wątpliwości – niezależnie od tego, czy Russell wygra czy nie, już teraz powinni mu dać ten milion dolarów i zakończyć sezon. Strach się bać, co będzie, gdy Russell jakimś cudem zostanie wygłosowany. Na chwilę obecną rządzi, dzieli i kontynuuje swoje niepodzielne władanie w samoańskim sezonie. Oto jak znalazł swój trzeci już immunity idol:

Nikomu wcześniej przed nim nie udała się taka sztuka. Pamiętam, że kiedyś w Chinach James miał dwa, ale pomińmy milczeniem, jak się to dla niego skończyło.

A oprócz Russella ktoś czasem załapie się na swoje kilka sekund, ale rzadko. W tym odcinku udało się to Johnowi:

Scrubs, 1×01-1×03

Zawsze zastanawiałem się, dlaczego Zach Braff po świetnym „Garden State” dość szybko zagrał główną rolę w lekarskim serialu komediowym. Wychodziło mi na to, że może to jakiś super hiper serial jest. I sądząc po liczbie sezonów można by wysnuć podobne wnioski. Tak czy siak po trzech obejrzanych odcinkach jakoś nie widzę jego superhiperowatości. Owszem, jest sympatyczny i ma dobre momenty, w których się uśmiałem, ale żebym zwariował na jego punkcie to nie. Ani nawet nie chce mi się specjalnie oglądać go dalej, choć pewnie od czasu do czasu zerknę co będzie dalej. Szczególnie że pewnie potrzeba trochę więcej obejrzeć, żeby wydać jakikolwiek wyrok.

Jak na razie bez szału i raczej poczeka na:
1. wolne 20 minut z niczym do roboty
2. moment, w którym nie będę miał co oglądać.

Glee, 1×09-1×10

Zauważyłem pewną prawidłowość – podobają mi się piosenki, to i podoba mi się odcinek. Piosenki podobają mi się tak sobie (albo jest ich mało), to na odcinek kręcę nosem. W tych dwóch przypadkach dokładnie można to udowodnić, bo 1×09 podobał mi się średnio (w skali podobania się „Glee”; co innego oznacza: „FlashForward” podobał mi się średnio, a co innego oznacza: „Glee” podobało mi się średnio) i na pewno oceniam go dużo gorzej niż 1×08 (może przerwa zaszkodziła w mojej ocenie? eee), natomiast 1×10 był już bardzo fajny i gdyby się dało to poprosiłbym nawet więcej balladek wyśpiewywanych przez bohaterów serialu. A w przerwie Rach mogłaby sprzątać kolejne pokoje u Willa 😀 Jednej rzeczy mi w zasadzie tylko brakło. W tym momencie:

Miałem nadzieję, że Finn zaśpiewa to:

A wracając na chwilę do 1×09, to jednak okazało się (i dobrze), że postaci będące na coraz większym marginesie nie pozostaną na nim jednak i można liczyć na ich rozwój w kolejnych odcinkach. Nie wiem tylko jak scenarzyści sobie poradzą z udawaną ciążą Terri, bo nijak nic nie wskazuje na to, że deal z Quinn może jej się udać. Wręcz przeciwnie.

I tylko jedno mnie w zasadzie non stop denerwuje: już tyle gadają o tych całych „sectionalsach”, że szlag może człowieka trafić. Ciągle wymyślają tylko coś, żeby tam nie jechać. Argh! Na szczęście już w następnym odcinku będą ich tuż tuż. W końcu poznamy ich przeciwników, którzy wcale się tacy ciency nie okażą. No i wybitny tytuł następnego odcinka („Hairography”) zapowiada kolejną niezłą jazdę.

Extreme Makeover Home Edition, 7×08

Czekałem na ten odcinek z Davidem Duchovnym i okazało się, że nie było na co czekać. Podejrzewam, że w pół godziny nakręcili z nim te parę minut materiału i pojechał z budowy w siną dal. Cała reszta na stałym poziomie EMHE, czyli wysokim. Jeśli ktoś oczywiście lubi ten format.

The Wire, 1×01

Baltimorscy gliniarze w pogoni za baltimorskimi handlarzami narkotyków.

Dzięki Wam dobrzy ludzie! Dzięki za ostrzeżenie mnie, że pilot jest jednym z najnudniejszych serialowych pilotów ever. Gdyby nie to, to już dawno bym piznął płytą z „The Wire” w byle kąt i zapomniał o niej. A tak to spróbuję dalej.

Wynudziłm się okropnie i chciałem to wyłączyć jakieś pięć razy w trakcie seansu. Patrzyłem jednak litościwie na czas i byłem gotów dotrwać za wszelką cenę do 40 minuty. Nikt mi jednak nie powiedział, że odcinek trwa godzinę 😛 Niby powinienem się domyślić, ale jakoś tak byłem pewny, że standardowo 42 minuty i koniec. W związku z czym te pozostałe 18 minut było straszną męczarnią. Wyłączyć nie wypada, przysnąć nie wypada, dotrwać do końca wypada… Trochę pokurwowałem, ale dotrwałem. Poproszę o medal.

A pomijając nudność pilota, to nie mam wątpliwości, że serial ma potencjał i elementy, które rzeczywiście lubię w filmach. Jestem więc dobrej myśli, ale muszę trochę zapomnieć pilota, żeby ruszyć dalej. Aktualnie „The Wire” kojarzy mi się z pigułką nasenną.

The Prisoner, 1×01

Miałem mocne postanowienie obejrzenia za jednym zamachem całości (a przynajmniej połowy), ale mi się nie udało i usnąłem na początku drugiego odcinka. Ale nie dlatego, że miniserial był nudny, ale dlatego, że byłem zmęczony i chciało mi się spać.

Jim Caveziel budzi się na pustyni. Nic nie wie, nic nie pamięta. Spotyka dziadka, który chwali się, że zwiał i po chwili umiera. Jim dociera do tajemniczego miasteczka, z którego nie da się zwiać. Okazuje się, że ma na imię 6 i że sytuacja, w której się znalazł jest o wiele bardziej zagmatwana niż myślał.

Intrygujące, prawda? Ano intrygujące. Ciekaw jestem co będzie dalej, choć nie aż tak bardzo, żeby po przebudzeniu od razu zapodać drugi odcinek. Miniserial rąbie pomysły z filmów takich jak „The Truman Show” czy „Pleasantville”, ale tak naprawdę to jest remakiem kultowej serii z 1967 roku. Podobno kultowej, bo ja jej nie znam. Co oczywiście może źle świadczyć o mnie, a nie o serialu.

Chuck, 1×01-x04

Komputerowy nerd dostaje od swojego eks-przyjaciela tajemniczego maila. Wkrótce staje się obiektem zainteresowania CIA, NSA i innych indywiduów, które za wszelką cenę chcą dobrać się do zawartości jego mózgu.

Bardzo fajne! Podoba mi się 🙂 Jeśli początkowe odcinki miały być ciut nudniejsze od następnych, to jestem doprawdy dobrej myśli, bo nie zauważyłem, żeby te, które obejrzałem były nudne. No zauważyłem może tylko, że generalnie każdy odcinek świetnie się zaczyna, a im bliżej końca to troszkę przynudza, ale w niczym to nie zaciemnia całkowitego obrazu, który mi pasuje. Tym samym „Chuck” jest prawdopodobnie pierwszym kandydatem do podgonienia do „nabieżąco”. Jeśli dalej nic nie spieprzyli, to mnie mają.

Uważam też, że serial powinien się nazywać „Morgan”, bo to Morgan Organ właśnie rządzi najbardziej. Do spółki z Kapitanem Awesome, hehe. Od dłuższego czasu się już z Aśkiem nabijamy z tego powtarzanego przez wszystkich słówka „osom”, a tu taka niespodzinka w sam raz dla nas 😉 Nie bez znaczenia są też laski w bikini i z głębokimi dekoltami (choć nie za bardzo mają z czego ten dekolt zrobić ;P).

Ogólnie więc jak najbardziej pozytywnie. Humor mi podpasował i co odcinek jest się z czego pośmiać i gdzie połowić różne smaczki w typie opustoszałego magazynu sklepowego, który nagle się zaludnia i przerwanego zdania dotyczącego lotu Oceanic 815.

Minusów w zasadzie na razie nie zauważyłem. Co najwyżej mininusiki.

Sons of Anarchy, 2×11

To nie jest tak, że ja nie lubię „Sons of Anarchy”. Wcale nie! Lubię i chcę, żeby to było jasne. Ale kręcić nosem też lubię! 😛

Odcinek z jednej strony fajny i sporo się wydarzyło, a z drugiej strony przejściowy taki. Gemma się w końcu przyznała, więc bohaterowie musieli odtajać i przygotować następny ruch. Odtajali przez cały odcinek i następny już powinien nie mieć żadnych momentów do kręcenia przeze mnie nosem. Szczególnie, że sezon dobiega końca i nie ma czasu na marnowanie czasu antenowego.

Ale.

Dobiło mnie to całe przebaczanie. No ja pierdzielę! Tyle intrygujących wątków pozamykali za jednym zamachem, że aż strach. Człowiek się zastanawiał, jak oni rozwiążą to i tamto, a oni sobie po prostu pobrzebaczali. Nojapie! Opie przebaczył Tigowi, Opie przebaczył Stahl, Stahl się rozpłakała i zaraz też wszystkim przebaczy, Clay przebaczył ojcu Opiego po tym jak Opie przebaczył jemu. W ogóle Opie pobrzebaczał wszystkim. Gemma „przebaczyła” Clayowi, a SofA przebaczyli Chibsowi. Jacks przebaczył Clayowi, a… już nie pamiętam, parę dni temu widziałem, ale na pewno ktoś komuś jeszcze przebaczył. I tylko Tara zapowiedziała, że nie przebaczy Jacksowi!

Bądźmy szczerzy. Pierwszy sezon zakończył się zdaniem „Czas na zmiany!”. Zapowiadało ono… zmiany. Kończy się drugi sezon – nie zmieniło się nic. W końcu, gdyby wcześniej zgwałcono grupowo Gemmę to tatuś z pewnością napisałbym inną książkę.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004