Tym razem odcinek powinien być ubogi w myśl zasady: liczy się jakość a nie ilość. Którą notorycznie łamię 🙂
„The Good Wife”, s.1
Informowałem już na blipie, a teraz oficjalnie na blogu, że serial dostał ode mnie cancela. Decyzja zapadła przed zeszłotygodniowym odcinkiem, którego już nie zaszczyciłem swoim wzrokiem. Żegnam panią, była pani dobrą żoną, ale przeciętnym serialem.
„Dexter”, 4×06
Tym razem bez większego narzekania. Odcinek porządny, choć bez wariactwa. Spodziewana przeze mnie rodzinna tragedia z przeszłości Trinity z udziałem ojca, matki i siostry wyszła na jaw, choć jej szczegóły nie są jeszcze znane. Ojciec molestował córkę i ta popełniła samobójstwo, a potem samobójstwo popełniła matka, a artysta znany później jako Trinity zatłukł ojca młotkiem? Obaczymy.
Coś mało tych wybudowanych domów w stosunku do ofiar Trinity’ego, ale może na innych ścianach wiszą kolejne obrazki. Choć to dziwne, że Dex znalazł akurat te, które były udokumentowane. Dodatkowo Dex kontynuuje swoje wybitne wtapianie się w tło i unikanie podejrzeń – wbił dwa gwoździe i pić od razu poszedł 😉 Nie wnikam w sensowność stania z otwartą urną, a raczej w to, że Trinity nie miał żadnych pytań. Siur, zawsze jak kogoś odwiedzam, to pierwsze co robię to otwieram urnę z prochami. Wiem, chciał sprowokować Trinity’ego, ale powinien wybrać jakiś bardziej wytłumaczalny sposób.
Reszta wątków mało interesująca. Rita bije rekordy w konkurencji: irytowanie. Ona chce mieć partnera! No kurde, straszne miała do tej pory życie z Deksem! Okropne po prostu. On był taki nieodpowiedzialny… ;P
Naznaczony, 1×09
Bida z nyndzom. Najgorszy odcinek, w skali nudności w jednym miejscu z pierwszymi dwoma odcinkami. Historyjka z Olbrychskim cienka jak dupa węża i nawet twista im się nie chciało byle jakiego wymyślić. Na plus „Cygan” Kostecki, który zagrał nawet nawet. Natomiast historia główna posunęła się do przodu o tyle: rodzina głównego bohatera wyjechała do domku letniskowego. Czyli o tyle, ile można by zmieścić w 30 sekundach odcinka, a nie w 45 minutach. Poza tym w kółko powtarzane to co już wiemy i o czym było mówione w „W poprzednich odcinkach”. Po co więc to w treści następnego odcinka powtarzać?
Śmiechowa była ta komisja nie pamiętam już od czego, której przewodził brat Skolimowski.
Sons of Anarchy, s.1
Zaiste bardzo dobry serial, tak jak to było polecane. Choć bez szału, szczególnie w końcówce sezonu. Oto opowieść o gangu motocyklowym, który handluje bronią a w międzyczasie użera się z innymi gangami w okolicy.
Do oglądania serialu potrzebna jest jakaś tam doza tolerancji, bo jednak nie wszystko można łyknąć bez wątpliwości. Podobnie jak w filmach/serialach o więzieniu, tak i tutaj główni bohaterowie, choć gangsterzy i zakapiory, to jednak głównie do rany przyłóż są. Nawet pedofilo-nekrofil jest sympatyczny i łzę uronić potrafi. Tak naprawdę nie ma pośród tytułowych synów anarchii prawdziwego skurwysyna. Ciężko też uwierzyć, że akurat w jednej okolicy małego raczej miasteczka rywalizują aż trzy różne gangi plus w tle pałęta się czwarty. Ameryka taka duża, a oni sobie wybrali akurat Charming. No i jeszcze pornowytwórnia jest w pobliżu, jakby gangów było mało. Nie kupuję tego, choć mi nie przeszkadza. Tak samo jak handlowanie z IRA, które uważam za megawydumane. No ale w końcu to serial, a nie film dokumentalny.
Końcówka sezonu nudnawa i ckliwa. Tak naprawdę serial skończył się w 9 bodajże odcinku, gdy nasi bohaterowie dogadali się z Majami. Potem sezon był już wydłużany ponad moją cierpliwość i mam nadzieję, że w drugim sezonie ruszy z kopyta.
Czas honoru, 2×09
Wspominałem już, że wkurza mnie opóźnianie wszystkich fajnych akcji w tym serialu. Cóż, w 9 odcinku przeszli samych siebie odwołując napad na konwój bankowy :/ W ogóle to mam wrażenie, że ktoś zaklepał twórcom trzeci sezon, bo nagle wszystko zamiast się wyjaśniać, to ruszyło do tyłu.
FlashForward, 1×06
Tak to już w świecie serialowym bywa, że po odcinku który kończy się jakimś większym trzęsieniem ziemi (nawet głupium, czy w porównaniu do innych seriali lightowym) następny przynudza. Tu nie inaczej. Niezadrapana Czwórka odebrała porcję swoich „idźcie do domu i odpocznijcie”, groźnie postrzelona agenta obowiązkowo przeżyła, na koniec znaleźli jeden dowód osobisty, żeby można było ruszyć dalej. The end odcinka. BTW to dopiero szósty odcinek, a już dwa z nich kończyły się tym samym „twistem” – Davenporta znienacka niepokoi Monaghan. Szybko można posądzać twórców o brak pomysłów…
Poza tym odcinek, któremu bardziej „zależało” na tym, żeby być odcinkiem halloweenowym, a nie odcinkiem pchającym akcję do przodu, najlepiej w niespodziewane miejsce. Dodatkowo męczą mnie te przerabiane na sto milionów możliwości sceny, w których agent pół godziny ściga tajemniczego mężczyznę, który okazuje się jakimś leszczem, który rzucał w ludzi jajkami.
A tak w ogóle, to skoro agenci FBI wiedzą, że do tego i tego dnia nie umrą, a jeden z nich wie dokładnie kiedy umrze, to powinni zabrać z magazynu broni cały arsenał i po kolei wybierać się do miejsc, w których kryją się zakały społeczeństwa i inni degeneraci. Na pewno mają masę takich miejsc, do których normalnie strach iść, bo niebezpiecznie. Teraz wiadomo, że nic im się nie stanie, więc gra gitara. Na dobrą sprawę jeden agent by wystarczył. A mogą zacząć od dania sobie spokoju z „będę cię ubezpieczał” itp. Mają jakiś trop, to zamiast skradać się i dać czas delikwentom na ucieczkę powinni po prostu wziąć, wejść i wystrzelać. Pół roku i świat byłby lepszym miejscem 🙂
Ostatniemu akapitowi dedykuję poniższy filmik:
Podziel się tym artykułem: