Nie lubię, jak nie mam sieci. Niby nic strasznego, ale mimo wszystko. Szczególnie gdy ma się konkretny PLAN, a tu nagle sieć plum i PLAN też plum. Chciałem zrobić co miałem do zrobienia i obejrzeć jakiś film. I już, już kończyłem robić, co mam do zrobienia, gdy padła sieć, a mnie brakło może z pięć minut, żeby skończyć i zacząć oglądać. No i teoretycznie można było coś zacząć oglądać, ale niestety, niezgodne to z moją naturą. Bo przecież trzeba poczekać aż sieć wróci, skończyć co się robiło i dopiero oglądać. No to czekałem sobie klikając bez sensu tu i tam i grając w Sapera, a sieci ni chu chu. No trochę była, ale coś się rozłączało co trochę (potem się dowiedziałem, że nadajnik wiatr przekrzywił). Z każdą minutą wkurzony coraz bardziej postanowiłem znaleźć sobie jakieś zajęcie. Odpaliłem Windows Movie Makera i zacząłem szukać, dlaczego ten głupi program pod XP-kiem zamiast importować mi jeden filmik, to owszem, importuje go, ale od razu dzieląc na kilka kawałków. A ja bym chciał w jednym całym. No i tak szperając za rozwiązaniem, oczy me przyciągnęła możliwość dodania własnej narracji. Spróbuję, pomyślałem. Podłączyłem mikrofon i gotów byłem do testowania. Testowanie wymagało znalezienia jakiegoś filmiku, do którego mógłbym się coś pojąkać. Otworzyłem folder z różnymi pierdołami i wybrałem pierwszy z brzegu filmik. Okazało się, że trafiłem na taki, w którym Jack Bauer opowiada o Rajastanie (temat na czasie wyjątkowo, bo dzisiaj był 22 odcinek dnia siódmego). Zapuściłem play i zacząłem mówić bez przygotowania ze łba. Wyszło tak:
Sympatyczna zabawa. Po niej jednak postanowiłem coś obejrzeć. Padło na „Idealnego faceta dla mojej dziewczyny” i wieczór okazał się jeszcze gorszy niż do tej pory. Ale o tym, to już w następnej notce.
Podziel się tym artykułem: