Podchodzi Andrzej Seweryn do Macieja Kozłowskiego. Kozłowski spogląda na (prawdopodobnie 😉 ) swoją żonę i mówi:
– Kochanie, nie będę przedstawiał, bo nazwisko na pewno nic ci nie powie.
(śmiech).
Andrzej Seweryn patrzy na Kozłowskiego i mówi:
– Pozwól mi na chwilę szczerości… Kuurrwaaa!! Jak ty to robisz?
Po tym krótkim epizodzie wnoszę, że Kozłowski zagrał więcej niż dobrze. Nie dziwi mnie to, bo to dobry aktor. Ocenić jednak nie mogę, bo choć wybyliśmy z Aśkiem na uroczystą premierę „Generała Nila” w Teatrze Narodowym, to jednak akredytacja nie uprawniała do wlezienia na salę kinową:
Trudno. Pójdziemy sobie, jak Bóg przykazał, do kina w niedzielę. W niedzielę też pewnie więcej _dobrych_ zdjęć, jak tylko pani fotograf je posegreguje. Na razie ze dwa beznadziejne zdjęcia pacnięte szpiegowsko z komórki. O ile w ogóle jakieś się nada – „ręce drżały nie wiem z podniecenia, czy ze strachu”… Żartuje. Chow Yun Fata nie było przecież 🙂 Był za to tytułowy Generał Nil – Olgierd Łukaszewicz. Tutaj nerwowo oczekuje na zakończenie seansu i nasłuchuje, czy słychać brawa:
A tutaj nerwy opadły. W środku reżyser, Ryszard Bugajski:
Dość tych chłopów. Anna Cieślak trzymająca się bez przerwy na uboczu (chciała być jak najbliżej mnie? 😉 ):
Starczy, bo nic nie widać. A jutro kolejna premiera. Noo, prawie premiera, bo premiera to była dzisiaj, ale człowiek się nie rozdwoi.
Podziel się tym artykułem: