×

Czuję presję

Czuję na sobie coraz większą presję napisania notki, bo już dawno żadnej nie było. Presja jest tym większa, że nie wiem, o czym mógłbym napisać. Znaczy pomysłów to by się pewno znalazło dużo, ale żaden taki z gatunku „wow! naprawdę chciałbym o tym napisać”. Zrecenzowałbym jakiś film, ale żadnego nie widziałem. Za to bardzo dużo filmów chcę obejrzeć i mógłbym np. napisać o filmach, które chcę obejrzeć (piękne zdanie, Q). Nie wiem czy byłoby to ciekawe, ale na pewno wyszłaby z tego superdługa notka tak samo jak i lista tych filmów. Tak, wiem, plączę się w kółko, ale przynajmniej mam już cały akapit!

W zasadzie cały czas coś robię. Nie ma takiego momentu, w którym nie robiłbym nic. A nie, przepraszam. Dzisiaj był taki moment, bo wyłączyli mi światło na parę godzin, a gdy wyłączają światło to człowiek zaczyna się nudzić. W myśl tego powiedzenia księdza Twardowskiego (a może to był ksiądz Tischner) „spieszmy się kochać pociągi”… wróć… „…ludzi, tak szybko odchodzą”, posiadania prądu nie docenia się, gdy jest, a dopiero, gdy go zabraknie, wtedy zaczyna się za nim tęsknić. Podejrzewam zresztą, że tak samo jest z powietrzem tyle, że mniej jest czasu na to, żeby naprawdę zacząć za nim tęsknić. Osobiście mam jednak nadzieję, że nie będę miał okazji przekonać się czy mam rację w tym temacie.

Brak prądu przetrwałem z gitarą w łapie śpiewając różne piosenki, które przyszły mi do głowy. Kilka kompozycji było tradycyjnie własnych i nawet refren jednej piosenki o tym, kto wyłączył mi to światło pamiętam:

Wyrwię ci nogi z dupy,
A potem w nią nakopię,
Bo prądu się nie wyłącza
W Zjednoczonej Europie.

A potem światło włączyli, to dla odmiany sieć działała wybiórczo, tzn. tylko poczta i newsy. Miało to swoją dobrą stronę, bo przynajmniej obejrzałem najnowszy odcinek CSI NY. Fajny był. W „Transformersach” do systemu komputerowego włamał się sygnał, a w ciesaju… smoking. Tak, tak. Taki odświętny garniak, nie inaczej. Oczywiście ekipie Maca Taylora nie zajęło więcej niż pół godziny rozwiązanie zagadki włamującego się smokingu. Aż dziw bierze, że chłop już od trzech odcinków duma nad powtarzającymi się głuchymi telefonami dokładnie o 3:33 rano, czasu Greenwich jak mniemam.

A po „Faktach” to już w ogóle było przerąbane, bo nie mogłem się przestać śmiać na myśl o rewizji osobistej kardynała Glempa. Tak, wiem, jestem okropny. Ale czasem też się przydaję – np. dzisiaj wieczorem pomogłem w rozwiązaniu translatorskiego problemu z grą słów but/butt. Trzy dni my walczyli, alem go zmógł. Siarką!

I tak, Drodzy Moi, pisze się notkę z niczego.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004