– Taka ze mnie idiotka. Moje problemy są niczym, w porównaniu do tego, co przeszłaś.
– Czego? Mówisz o moim narzeczonym psychopatycznym zabójcy? Daj spokój. Miewałam gorszych. Ten przynajmniej płacił za moje posiłki.
No i stało się, Dexter powrócił dość niespodziewanie, bo ~dwa miesiące przed zapowiadanym początkiem drugiej serii. Oczywiście jest to powrót chwilowy, bo zaledwie na dwa odcinki (tzw. preairy) ale zawsze to coś w oczekiwaniu na kontynuację najlepszego serialu ubiegłego sezonu.
Radość po złapaniu Mordercy z Chłodni nie trwa długo. Parę tygodni później Miami wstrząsa kolejna makabryczna wiadomość, a na horyzoncie zdarzeń pojawia się morderca o wiele bardziej groźny i „płodny” niż Morderca z Chłodni. Policja rusza do akcji, a tymczasem Dexter próbuje otrząsnąć się ze swoich własnych problemów.
Hmm, ciężko będzie dorównać pierwszemu sezonowi, bardzo ciężko. Właściwie to nie wiem, czego się spodziewałem, ale pierwsze dwa odcinki drugiej serii na kolana mnie nie rzuciły. Wszystko jest takie samo jak w pierwszym sezonie: Dexter jest taki sam, klimat jest taki sam, krew jest taka sama, Doakes, mój ulubieniec, jest taki sam, ale brakuje czegoś nowego, świeżego. Pierwszy sezon pod tym względem miał łatwiej, bo był nowy i świeży od razu, ale to żadne wytłumaczenie dla kontynuacji. Po prostu to samo, co w sezonie pierwszym, to już za mało, żeby sezon kolejny był równie dobry. Potrzeba jakiegoś nowego kopa do ogranych przez dwanaście odcinków schematów i jak na razie czegoś takiego nie ma.
Nie mówię, że jest źle, mówię, że prawdopodobnie nie da rady zrobić czegoś równie dobrego, co sezon pierwszy. No, ale w górę uszy! Do właściwego początku sezonu jeszcze trochę czasu i kto wie, co się wydarzy.
Podziel się tym artykułem: