Kiedy parę lat temu po raz pierwszy oglądałem „Night of the Living Bread”
nie sądziłem, że doczekam chwili, w której ten wymyślony na potrzeby parodii pomysł doczeka się realizacji w postaci pełnometrażowego filmu. I choć w „The Mad” roli złoczyńców nie odgrywają kromki chleba to jednak jest całkiem podobnie.
Jason Hunt (Billy Zane) wraz z córką, chłopakiem córki i swoją nową kobietą wyruszają na integracyjną podróż do wypasionego domku. Po drodze zatrzymują się w knajpce, która słynie z serwowanych przez siebie hamburgerów przyrządzanych ze świeżego mięsa prosto „od chłopa”.
Standardzik nakręcony za tanie pieniądze z Billy Zanem, który od dłuższego czasu (a właściwie to od „Titanica”) przeżywa załamanie formy. O ile w ogóle można było mówić kiedykolwiek w jego przypadku o formie. Film o zombie w wydaniu komediowym czyli od dłuższego już czasu nic oryginalnego. Mamy bohaterów, nagle otaczają ich zombiaki i zaczyna się walka z wykorzystaniem wszystkiego co pod ręką. A krew sobie sika spokojnym strumieniem.
„The Mad” nie wyróżnia się niczym na tle innych tego typu produkcji a w porównaniu na przykład z takim „Dead and Breakfast” to wysiada w przedbiegach. Całość kręcona cyfrówką traci amatorką, ale można przeżyć, choć dziwnie oglądać znanego w końcu aktora w produkcji sprawiającej wrażenie nakręconej przez kolegów z podwórka. No, ale może niepotrzebnie narzekam, bo z pewnością takie było założenie tego filmu, żeby się przy kręceniu dobrze bawić i za dużo nie wydać, bo się nie zwróci. Jeśli zaś chodzi o widza to bawił się będzie średnio. I to tylko taki widz, który lubi podobne klimaty.
Momentami jest śmiesznie, momentami jest krwawo, ale problem w tym, że zarówno jednego jak i drugiego jest w ilościach średnich. Mogłoby być śmieszniej, a już na pewno mogłoby być dużo bardziej krwawo. I wtedy byłoby dużo lepiej. Czegoś zabrakło – pomysłu albo talentu. A najpewniej jednego i drugiego. 3(6)
Acha, a w roli kromek chleba hamburgery.
Podziel się tym artykułem: