Jeśli jest coś, na myśl o czym trafia mnie szlag, to z pewnością jest to cenzura. Nic mi tak na nerwy nie działa jak pocięty na kawałki film według zaleceń jakiegoś mądrali. Człowiek nigdy nie wie czy ogląda cały film czy jego 3/4. A jak się jeszcze lubi krwawe filmy to już w ogóle żałość – nawet wersje z „uncut” w nazwie są jak najbardziej cut.
Nic tylko się pochlastać kiedy oglądam film, w którym jest tak:
a powinno być tak:
A to i tak nie wiem czy ta druga scena jest taka jak być powinna. Szczególnie, że wersja, z której pochodzi pierwszy fragment jest o 11 minut krótsza niż czas trwania filmu w oryginale. KYPBA! Oglądanie wersji 11 minut krótszej to tak jakbym w ogóle filmu nie widział!
Najczęściej mnie więc krew zalewa, gdy sprawdzam na IMDb „running time”.
Podziel się tym artykułem: