Trójka zwyrodniałych morderców zatrzymuje się na noc w pewnym domu z niespodzianką.
Nono, jak na film nakręcony prawdopodobnie za nie więcej niż sto dolarów, to trzeba przyznać, że jest całkiem niezły. Brak funduszy widać, aktorzy grają tak, jak gdyby grali za darmo, no i ogólnie to typowy film 'prosto na video’, ale obejrzeć się go zdecydowanie da, a nawet niekoniecznie trzeba uznać czas poświęcony na seans, jako czas stracony. O przyjemności z seansu jednak raczej trudno mówić, bo jednak czerpanie takowej z bezmyślnego zabijania jest trudne, ale fani krwawego gatunku z pewnością wykrzeszą z siebie dla „Aunt Rose” parę ciepłych słów.
Wszystko w kinie już było i ciężko wymyślić coś nowego – „Aunt Rose” jest tego najlepszym przykładem. Jego twórcy z pewnością widzieli „The Last House on the Left” Cravena i „Funny Games” Michaela Haneke, bo nakręcili w zasadzie identyczny film. Wiadomo więc już czego się spodziewać przynajmniej w 'warstwie makabrycznej’ (robienie blowjoba na ostrzu noża i takie tam). Niestety we wszystkich innych warstwach swoim pierwowzorom nie dorasta (no może „The Last House…” jest równie amatorsko tani). Obydwa mają jakiś przekaz wyrażony mocnymi środkami, w „Aunt Rose” natomiast nie ma żadnego przekazu – są jedynie mocne środki. I wygląda na to, że jego reżyser wcale nie zamierzał zrobić czegoś więcej niż tylko filmu o mordercach-idiotach. Więcej, nie sposób podczas seansu powstrzymać uśmiechu, co chyba trochę chore jest, ale cóż począć.
Nie dla wszystkich to jak widać film. Spora większość, właściwie jestem pewny, stwierdzi, że jest chory i co więcej ja też jestem chory, że go chwalę. Bo tak, chwalę go.
I wszystko byłoby dobrze gdyby od połowy „Aunt Rose” nie zaczął przypominać bzdury. Do kiedy wszystko, co widzimy na ekranie pozostaje w sferze realności, wtedy jest ok. Kiedy jednak w grę zaczyna wchodzić czynnik mistyczny, wtedy jest już gorzej. No, a sama końcówka to już bzdura do kwadratu. Nie ziewałem jednak ani przez chwilę więc 4(6) dam i mam nadzieję, że mnie w wariatkowie nie zamkną za to, że film ten mi się podobał.
Podziel się tym artykułem: