W roku 1992 furorę w świecie kina zrobił film debiutującego reżysera, o którym wcześniej mało kto słyszał. Nakręcony niemal w całości w jednym pomiszczeniu za pieniądze z prywatnego konta Harveya Keitela wnosił świeży powiew do współczesnego kina (z lekka paradoksalnie biorąc pod uwagę fakt, że swoją inspirację czerpał spośród wielu dzieł, a w szczególności pewnego filmu z Hongkongu o wdzięcznym tytule „City on Fire”) zapowiadając przed jego reżyserem świetlaną przyszłość. Jednocześnie naładowany przemocą film budził skrajne opinie wśród widzów, którzy różnie reagowali na jego klaustrofobiczny klimat i dosłowne pokazywanie przemocy właśnie.
Szczególnie jedna jego scena wzbudziła wielkie emocje i (jeśli wierzyć przekazom ludowym) powodowała, że widzowie opuszczali kino w połowie filmu.
Panie i Panowie, „Reservoir Dogs”:
Podziel się tym artykułem: