I przez jakiś czas (chyba krótki) nie będzie, bo Bocznicy się padło z wrażenia po Grupowym. Zresztą nie ona jedna padła od sobotniego wieczoru hłe hłe.
Napisałbym jakieś sprawozdanie ale mi się nie chce. Zresztą było zupełnie standardowo – pogoda dopisała (z wyjątkiem porannych mrozów) więc już dzięki temu nie mogło być źle. Z niestandardowych rzeczy było to, że nie musiałem ani razu jeździć do Zawiercia po tym jak już raz tam pojechałem. W zeszłym roku na tej trasie zrobiłem 200 km. a w tym zaledwie 50. To było niestandardowe. Standardowe niestety było jednak to, że znowu G zaczęło się dla mnie grupo po 18 dopiero kiedy już cała Kukułka była wypita. Tak to jest jak się na gospodarza nie czeka…
A wczoraj spotkałem się z Dropsikiem i Komandosem czyli weteranami pierwszego G w Ogrodzieńcu. Na szczęście nie sponiewieraliśmy się tak jak wtedy, bo ich żona i żona-to-be pilnowały. Mnie co prawda nikt nie pilnował, ale co się miałem sam poniewierać?
Podziel się tym artykułem: