Zmęczony życiem i służbą policjant (Bruce Willis) na krótko przed odejściem z szeregów policji ma za zadanie dostarczyć do sądu czarnoskórego świadka (Mos Def) w pewnym procesie.
Sensacyjka nakręcona przez Richarda Donnera, który kilkoma filmami na trwałe zapisał się w historii kinematografii (np. „Lethal Weapon”). No, a skoro już w tej historii jest, to zdaje się przestało mu zależeć na tym żeby robić dobre filmy. I rzeczywiście „16 Blocks” potwierdza tę teorię. Niby Donner, niby Willis, a tymczasem całość gorzej niż słaba.
Nadzieję na dobry film daje kilka początkowych minut kiedy to wszystko zaczyna się ukłądać w zgrabną sensacyjną komedyjkę. Jest milczący policjant, jest rozgadany więzień czyli jak to przystało na kanon ogień i woda, które z początku nie darzą się sympatią. Chwilę potem wyruszają na zatłoczone ulice i przez krótką chwilę pachnie z ekranu „Die Hard 3” czyli bardzo dobrze. Niestety tylko do momentu kiedy Bruce oddaje pierwszy strzał w kierunku przygodnie spotkanego bandziora. Od tej pory film zamienia się niemal w dramat i już nie jest fajnie. Jest nudno, schematycznie i znowu nudno. I tak aż do końca.
Nie ma w filmie żadnych atutów, niczego na co można by zwrócić uwagę. Denerwują mlaskający David Morse, piszczący Mos Def i zasapany Willis, strzelaninom i pościgom brakuje tempa, a zakończenie jest zupełnie oczywiste tak samo jak i cały film. I nawet zagadkę z początku filmu rozwiązałem od razu nie musząc czekać na koniec filmu aż się rozwiąże. Jednym słowem nuda straszliwa. 2(6)
Podziel się tym artykułem: