No to skończyłem pisać pracę magisterską. Wyszło tego 125 stron, czyli dość sporo zważywszy minimum czasu jaki poświęciłem na jej napisanie.
Zakończenie pisania przypadło właściwie na a w weekend dopisywałem pierdoły w stylu zakończenia i bibliografii, ale dopiero wczoraj późno w nocy (albo jak kto woli dzisiaj wcześnie rano) ostatecznie rozwiązała się sprawa tego, czy moja praca do czegoś się nadaje. Naczekałem się w nerwach na reakcję Pani Promotor, bo deadline zbliżał się nieubłaganie, a Ona nie odpisywała, nie odpisywała, nie odpisywała, aż w końcu odpisała.
No i dowiedziałem się, że mogę być usatysfakcjonowany ze swojej pracy, a do poprawienia mam zaledwie nie więcej niż cztery zdania. No i fajnie.
Inna sprawa, że i tak nie będzie łatwo, bo okazało się, że Pani Promotor zgrała się idealnie z naszą grupą seminaryjną. Najpierw my Ją olewaliśmy nie przychodząc na seminaria i zostawiając pisanie pracy na ostatni miesiąc, a teraz, gdy wszyscy w pocie czoła dziobią swoje prace żeby zdążyć na czas, Ona wyjeżdża sobie na narty 🙂 Oświadczyła mi (się 🙂 ) że jakby co, to będzie na uczelni 19ego żeby podpisać prace. Fajnie, zważywszy, że deadline jest 15ego.
Noo, ale nie mam jeszcze co narzekać. W sam raz skończyłem pisać żeby usłyszeć, że praca jest ok i mogę ją drukować. Gorzej ci, którzy właśnie piszą i raczej nie będą mieli się jak skonsultować z Promotorką. A co do deadline’u to też się powinienem wyrobić, bo na szczęście 14ego lutego, Pani Promotor będzie do dorwania na USiu. Bylebym się z Nią tylko na korytarzu nie minął 🙂 W zasadzie to mogłem się z Nią spotkać dzisiaj, ale nie mam pojęcia, gdzie jest Spencer, w którym będzie (już jest). Skomplikowane to wszystko.
Tymczasem trza to jakoś wydrukować i oprawić. Mam nadzieję, że problemu z tym nie będzie.
Podziel się tym artykułem: