×

„LAYER CAKE”

Tak sobie myślę, że gdyby nie to, że ludzie odchodzą na emeryturę, bądź rezygnują z czegoś tam co robią, to jednej trzeciej filmów w ogóle by nie było. Z „Layer Cake” włącznie. Jest sobie bowiem nasz główny bohater, którego imienia nie znamy (w napisach figuruje jako XXXX i tego nazewnictwa się trzymajmy), a który to zajmuje się handlowaniem narkotykami. Handelek idzie sprawnie i bezpiecznie, a wpływy ze sprzedaży natychmiast zostają „prane”, tak więc pod fasadą legalnego biznesu, wszystko funkcjonuje jak w zegarku. Do czasu aż sympatyczny XXXX (Daniel Craig, artysta znany wkrótce jako James Bond) dochodzi do wniosku, że trzeba zwinąć manele i odejść na emeryturę. W tym samym jednak czasie zostaje wezwany przez króla narkotykowego półświatka, Jimmy’ego Price’a i poproszony o przysługę, której nie sposób odmówić. Ma odnaleźć córkę jednego z wpływowych przyjaciół Jimmy’ego, która to biedulka uciekła z domu i wpędziła się w nałóg. XXXX rozpoczyna poszukiwania, a równocześnie w niedalekiej Holandii, pewien serbski handlarz, zostaje obrobiony z pokaźnej porcji towaru. Wszystko wskazuje na to, że będzie się działo!

I rzeczywiście, dzieje się i to sporo, a imiona bohaterów najlepiej spisywać sobie na karteczce żeby się nie pogubić. Oczywiście przesadzam, na IMDb (czy też na Filmwebie; nie pamietam, gdzie o nim czytałem; lubię tak sobie poczytać od czasu do czasu idiotyzmy, które wypisują ludzie na Filmwebie więc możliwe, że to tam) panuje pogląd, że bez całkowitego skupienia łatwo się jest pomylić w mnogości wątków i postaci, ale nie jest tak źle. Skupienie jest potrzebne, ale bez przesady. Zresztą, sam film „dba” o to, żeby jego widz w skupieniu pozostał przy ekranie. Wiele bowiem o „Layer Cake” można napisać, ale na pewno nie to, że jest nudny. Przykuwa uwagę od samego początku, przypominając stylem narracji równie (nie no, trochę jednak bardziej) ekscytujące „Kasyno”. A, że tak samo, a nawet bardziej, przypomina „Snatcha” („Layer Cake” jest poważniejszy), to już w ogóle chyba lepszej rekomendacji nie potrzeba.

Udało się osiągnąć Brytyjczykom taki poziom opowiadania gangsterskich opowieści, że przy odrobinie samozaparcia (zawsze można wybrać drogę na łatwiznę, co nie przynosi jednak nic dobrego) ze strony twórców, powstaje kolejny świetny film, na który trudno nosem kręcić i na niego narzekać. Oczywiście taka rutyna, wcześniej czy później nie przynosi nic dobrego, ale póki co gangsterski temat nie został wyeksplowatowany więc przynajmniej jesli idzie o „Layer Cake” to nie ma mowy o powtórce z rozrywki. To film niemal o tym samym, co „Porachunki” czy „Przekręt”, a jednak nie o tym samym. Tak więc zamiast poczuć zawód oglądając „Revolver” Ritchiego, zaprawdę powiadam Wam, sto razy lepiej obejrzeć ten film Matthew Vaughna. To brytyjskie kino gangsterskie w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie ma jak gangsterzy nawijający cockneyem – też bym tak fook chciał umieć.

W roli głównej możemy zobaczyć przyszłego Bonda. Żeby nam było łatwiej ocenić, czy się nadaje, czy nie, znajdziemy tu scenę, w której nie sposób skomentować w sposób inny niż: „o! patrz! James Bond!”. Specjalnie, czy nie, ale wygląda na to, że reżyser ma w sobie coś z jasnowidza. Mnie osobiście Craig na Bonda nie pasuje (wciąż mam w pamięci koszmarny „Enduring Love”), ale ja nie mam nic do gadania. Bond, nie Bond – ważne, że „Layer Cake” mi się podobało. To film, który ma w sobie wszystko, co powinienen mieć porządny, brytyjski film gangsterski. Zakręconą akcję, szybkie tempo, dobre dialogi itp. A już w ogóle rozwaliła mnie na łopatki scena z ramorą. Od razu przypomniał mi się gambit i Jego tekst o tym, że badguye w filmach zawsze mają na podorędziu jakąś moralitetową gadkę. 5(6)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004