×

[„VAMPIRES VS ZOMBIES”]

Zawsze byłem ciekaw, kto wyszedłby zwycięsko z pojedynku pomiędzy dwoma horrorowymi gatunkami. Wilkołaki kontra wampiry, rój kontra żaby, krwiożercze pomidory kontra zabójcze clowny z kosmosu etc. Miałem nadzieję, że w przypadku powyższego filmu rozwiąże się problem międzygatunkowej naparzanki żywych trupów z wampirami, ale się nie rozwiązał.

Ciężko powiedzieć o czym właściwie jest ten film Vince’a D’Amato, reżysera takich hitów jak na przykład „Necrophagia: Sickcess” czy „Corpse-O-Rama” (IMDb milczy na temat jego powiązań z Joe D’Amato więc pewnie takowych nie ma). Na pewno wydarzyło się jakieś nieszczęście zamieniające ludzi w żywe trupy i chyba w wampiry, ale tego już pewien nie jestem. Tak czy siak w radio non stop podają komunikaty o epidemii, a tymczasem dwójka głównych bohaterów ojciec i córka jadą sobie spokojnie dżipem rozjeżdżając co parę minut jakiegoś zombiaka. Jadą na spotkanie z pewnym generałem – po co mają się spotkać, ciężko powiedzieć. Po drodze napotykają trzy kobitki w zepsutym samochodzie. To matka i dwie córki. Jedna z nich jest chora więc zabierają drugą, co by się od niej nie zaraziła. No i jadą dalej. A w międzyczasie tajemniczy generał, na spotkanie z którym zmierzają, też jedzie na miejsce spotkania, walcząc od czasu do czasu z wampirami. Do tytułowego vampires vs zombies praktycznie w ogóle nie dochodzi.

„Vampires vs Zombies” to typowy przykład kina klasy Z, z gatunku „sam bym taki film nakręcił, gdybym tylko miał znajomą, która by się zechciała w nim rozebrać”. Propozycja jedynie dla wytrwałych miłośników kina grozy, akceptujących dokonania ocierające się o amatorstwo w każdym z możliwych elementów. Czasem, bardzo rzadko, można trafić wśród nich na jakąś perełkę, ale ten film akurat żadną perełką nie jest i jego ocena na IMDb (1,6/10) jest jak najbardziej zasłużona. Paradoksalnie gdyby fanuła odpowiadała tytułowi, to z pewnością byłoby lepiej, ale skoro tytuł co najwyżej oszukuje potencjalnego widza więc nie ma powodu do pobłażania. Tak samo jak nie znajduję żadnych powodów, dla których można by było na niego poświęcić tę godzinę piętnaście minut.

Kiedy kuleje fabuła, a aktorzy grają gorzej niż beznadziejnie, wtedy trzeba szukać innych plusów. W przypadku filmów gore (to chyba właśnie taki miał być) tym plusem najczęściej mogą być fajne efekty i ciekawe rozpierduchy połączone z fruwającymi członkami. Również i tego tutaj próżno szukać. Nawet krew ma kolor wody po umaczaniu w niej pędzla ubrudzonego czerwoną akwarelą.

„Vampires vs Zombies” ma jednak jeden czy dwa plusy. Największym jest niezaprzeczalny humor. W paru scenach można się autentycznie pośmiać i co więcej, dzieje się to dokładnie w zamierzonych przez reżysera scenach. Dokładając do tego „pośmianie się” w momentach niezamierzonych, wychodzi na to, że to całkiem śmieszny film. Jest tu też parę chwytliwych tekstów w stylu „It’s still illegal to kill people” czy „- You broke my tooth! (wampirella! 🙂 ) – „You broke my cigarre. We’re even”, no i dwie panienki się rozbierają. Czyli wystarczy tych plusów aż na 2-(6)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004