Zabawnie było. Mecze naszej reprezentacji, pomijając aspekt sportowy, zawsze dają powody do szerokiego uśmiechu, bądź to z rozbawienia, bądź z politowania. Czasem jak się słucha jednego bądź drugiego specjalisty, to nic tylko siąść i płakać. I wcale nieprawda, że wesoło jest tylko, gdy za mikrofonem siedzi Szpakowski („soccer to inna nazwa futbolu amerykańskiego”). Dzisiaj nie siedział, a i tak nie było na co narzekać.
Najpierw zabłysnął Antoni Piechniczek opowiadający przed meczem o młodych talentach jakie miał w swoim składzie na Mundial w Hiszpanii. Tak się zapalił do opowieści, że jedno z drugim mu się myliło i w sumie to już niewiadomo czy on czasem jakimś tam figurantem na tych (i na następnych też) mistrzostwach nie był. No bo żeby tak słabą mieć pamięć. Najpierw opowiedział jak to Boniek strzelił gola po zagraniu piętą Buncola, podczas gdy wyraźnie było widać, że to Buncol strzelił gola po zagraniu piętą Bońka (co prawda była też w meczu z Peru bramka Bońka strzelona po podaniu Buncola, ale głową, a ją ciężko z piętą pomylić). A potem, gdy w meczu z Brazylią (cztery lata później; strzał również mogliśmy oglądać w tle) w poprzeczkę trafił Karaś, to pan Antoni opowiedział, że to był strzał Tarasiewicza.
Potem śmiesznie było w przerwie, podczas wywiadu z Mariuszem Lewandowskim. Jakie by nie było pytanie, to odpowiedź zawsze była taka sama, zupełnie niezwiązana z pytaniem.
– Gratuluję pięknej bramki.
– Wydaje mi się, że to zależy od trenera jak nas ustawi w drugiej połowie.
– Trochę wolno biegacie, czy to z powodu pogody?
– To trener ustawi skład, który wybiegnie na boisko.
– Nie boli pana głowa? Taki pan czerwony…
– Myślę, że to zdecyduje trener czy mnie boli głowa.
A najśmieszniejszy był współkomentujący spotkanie Maciej Kozłowski. Wynaleźli całkiem niedawno tego speca od piłki nożnej, no i biedny kibic przez cały mecz musiał słuchać mądrości w stylu: „Piłkarze kopią ten biały, okrągły kawałek skóry, który w żargonie piłkarskim nazywa się piłką”, „Zawodnik z numerem dziesiątym wysunięty do przodu, to, jak to mawiają fachowcy, napastnik”, „Piłka odbiła się od tego metalowego pala wbitego w ziemię, nazywanego brzydko: słupkiem”. Zgroza.
A i jeszcze fajny był Arkadiusz Głowacki, który w każdym meczy strzela bramkę, bądź asystuje przy golu. W tym meczu tak samo. Szkoda, że te wszystkie gole wpadają do naszej bramki. Nawet Maciej Kozłowski nie nazwałby go, zgodnie z żargonem piłkarskim, obrońcą.
Podziel się tym artykułem: