Lisa Reisert (Rachel McAdams) ma zamiar wracać nocnym lotem z pogrzebu babci do domu. Na lotnisku okazuje się, że jej lot jest opóźniony i będzie musiała trochę poczekać. Oczekiwanie umila jej rozmowa z poznanym przed chwilą Jacksonem Rippnerem (Cillian Murphy). Lisie najwyraźniej wpada w oko sympatyczny mężczyzna, no ale przychodzi czas odlotu i miła pogawędka dobiega końca. Dziewczyna wsiada do samolotu, a chwilę potem, gdy dociera na swoje miejsce, okazuje się, że jej towarzyszem podróży będzie Jackson. Oboje zdają się być zadowoleni z tego zbiegu okoliczności. Samolot startuje.
„Red Eye” to niezbyt oryginalny thriller w reżyserii Wesa Cravena. Spec od makabry, tym razem zrezygnował z obsadzania w głównej roli faceta z brzytwami zamiast palców i postanowił nakręcić coś bardziej realnego. Nie bardzo mu się to udało, a właściwie nie udało mu się to wcale. Nie mówiąc o tym, że własciwie zerżnął bezczelnie pomysł z „Nick of Time” Johna Badhama (założenia są trochę inne, ale ogólnie nie zauważam różnicy – film Badhama choć też nienajlepszy, ale mógł choć zaciekawić tym, że kręcony był w czasie rzeczywistym (co też do końca się nie udało – sprawdzałem z zegarkiem w ręku), natomiast RE nie ma nic takiego, co mogło by go wyróżnić). Zupełnie nie wiem więc co ten film robi na szczytach Box Office’u.
Niby jest w tym filmie jakieś napięcie, ale wszystko to na siłę zrobione. Główni bohaterowie grają ze sobą w ping-ponga – to on wyskoczy z czymś niespodziewanym, to ona i tak na zmianę do końca filmu. Niby to dobrze, gdy co chwilę sytuacja się zmienia, ale nie w tym przypadku. Wszystko to takie, jakby na siłę miało zapchać i tak krótki już film. Nie będę się rozwodził na ten temat, bo nie chcę spoilerować. Bardziej się chce ziewać podczas seansu, niż przejmuje się losami bohaterki.
Ogólnie to nie wiem dlaczego wyszedł słaby film. Niby wszystko jest na miejscu i według sprawdzonych wzorców, a mimo to im dalej, tym bardziej czeka się na koniec seansu. Na szczęście czekanie nie jest długie, bo film jest krótki. No i można się bonusowo pośmiać ze scen, do złudzenia przypominających „Krzyk”. No, ale to również zapachniałoby spoilerem więc cisza na ten temat.
Na pewno plusem filmu jest sympatyczna bohaterka, no i przenikliwe spojrzenie Cilliana Murphy. Gdyby dać mu jakiś dobry scenariusz, sądzę, że byłby świetnym psychopatą. No, ale scenariusz do RE jest kiepski. Niby ogląda się to wszystko szybko i sprawnie, ale parę sekund po seansie nic się już z niego nie pamięta. No chyba, że ma się dobrą pamięć. 3(6)
Podziel się tym artykułem: