Podczas dzisiejszej rozmowy z Fajowiutką, przyszło mi do głowy żeby zacząć taki miniserialik na blogu, dotyczący różnych historii związanych z filmami, które oglądałem. Nie wiem czy mam ich więcej niż kilka, ale spróbować można, co mi szkodzi. Przynajmniej będzie co pisać. Niektóre będą krótsze, niektóre będą dłuższe, jeszcze inne może i były tu już opisywane, a kolejne mogą być nudne jak flaki w oleju, ale wszystko mi jedno. Wręcz przeciwnie – ciekaw jestem z iloma filmami wiążą się jakieś historyjki.
No to zaczynamy.
Odcinek pierwszy: „Złoto dla zuchwałych” [„Kelly’s Heroes”]
Tę wojskową bądź co bądź komedię z Clintem Eastwoodem, pamiętam, że oglądałem w dzieciństwie i bardzo mi się ona podobała. Na tyle, że zawsze chciałem obejrzeć ją ponownie. Tyle tylko, że znikąd nie mogłem jej skombinować. Były to czasy, gdy nikomu się nie śniło o divixach i o dvd, a w wypożyczalniach można było całymi dniami bez skutku szukać starszych filmów. Lata mijały, a ja wciąż nie mogłem jej dorwać.
W połowie 99 roku zapisałem się na prf i zacząłem się tam udzielać. Otwierała się nowa szansa na zdobywanie poszukiwanych przeze mnie filmów (w końcu każdy porządny kinoman ma pod ręką kolekcje różnych filmów i a nuż można znaleźć w nich coś ciekawego), ale trochę czasu minęło zanim zapytałem czy może ktoś ma go w swoich zbiorach i jest w stanie go udostępnić. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę – jeden ze znajomych go posiadał i zgodził się nagrać dla mnie kopię.
Minęło kilka dni, nadeszły Święta Bożego Narodzenia, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Cruella była bliżej i otworzyła drzwi, po chwili wracając z dużą kopertą zaadresowaną do mnie. Otwarłem ją i juppi! w środku było „Złoto dla zuchwałych”. Nie zdążyłem się nawet nią nacieszyć, gdy znowu usłyszałem dzwonek do drzwi. Tym razem ja poszedłem otworzyć. Za drzwiami czekał Dropsik. Cześć, cześć i okazało się, że wyciągał mnie na sanki. Trochę się buntowałem, ale w końcu zgodziłem. Chwilę potem poszliśmy we czwórkę (my plus rodzeństwo Dropsika) pozjeżdżać na sankach.
Resztę historii już tu kiedyś opisywałem. To właśnie tego dnia, gdy po kilku latach oczekiwania na ponowny seans „Kelly’s Heroes” doczekałem się w końcu takiej możliwości, podczas jednego ze zjazdów w karkołomnych bobslejo-sankach Dropsika wywaliłem się, wpadłem na korzeń, straciłem parę litrów krwi, a zyskałem ziejącą czerwienią ranę, która goiła się przez kilka miesięcy, a po której bliznę przechowuję do dzisiaj na lewym udzie.
Podziel się tym artykułem: