Jesienna pogoda za oknem skutecznie wprowadza mnie w stan melancholii i rozmyślań o tym co było, minęło, nie wróci. Ledwo sierpień się zaczął, a tu już październik dookoła. Próbuję się jakoś oszukać i ubieram się wyjątkowo lekko, ale efekt z tego jest taki, że marznę. Marznę w sierpniu. Brrr, koszmar. To co to dopiero będzie w grudniu.
No i o ile dni są jeszcze w porządku, to gdy się kładę spać, dopadają mnie różne dziwne myśli, które niespecjalnie wprowadzają w dobry humor. Nie wprowadzają też w wyjątkowo zły (już dawno nie byłem totalnie załamany – sukces!), ale na chwilę zasmucają i czasem pociągnę nosem. No, bo katar mam! Odczepcie się!
W piątek na ten przykład przyszło mi do głowy, że dawno nie usłyszałem od nikogo „kocham Cię”. Kuźwa, to fajnie takie słowa usłyszeć, a tu totalna posucha na to. Zresztą, co ja narzekam, że nikt mi nie wyznał miłości, kiedy tak naprawdę to nie pamiętam nawet, kiedy ktoś zwrócił się do mnie per Łukasz. Ja bardzo lubię jak się do mnie po imieniu mówi, a tu dawno już tego nie słyszałem, a przynajmniej nie przypominam sobie tego. W sieci często ktoś do mnie tak „mówi”, ale w realu to już nie. No, ale nie ma co narzekać za bardzo, w końcu sam sobie nicka Quentin wybrałem. Jednakowoż „Kocham Cię Quentin” chyba by mnie wkurwiło 🙂
No, a wczoraj przyszła mi do głowy taka myśl, że tak naprawdę to nie pamiętam dobrze dnia, w którym ostatni raz widziałem Bubę. Nie wiedziałem wtedy, że ostatni raz Ją widzę więc pewnie bym się skupił bardziej na zapamiętaniu szczegółów i Jej twarzy, która odjeżdżała busem w kierunku Przyborowa. Pamiętam dość dobrze dzień wcześniej, ale tego konkretnego dnia we wtorek w okolicach siódmej rano już nie. Nie pamiętam czy mi pomachała, nie pamiętam czy czekałem aż Jej bus zniknie za zakrętem, nie pamiętam czy długo czekałem na autobus do Krakowa, nie pamiętam czy dostałem jak zwykle jakiegoś smsa z pytaniem jak idzie podróż… Z drugiej strony może to i lepiej, że nie wiedziałem wtedy, że już nigdy nie wrócę do Brzeska, a że Bubę usłyszę potem jeszcze tylko dwa razy przez telefon.
A jeszcze ułamek sekundy przed zaśnięciem pomyślałem sobie, że z Gusią było inaczej i w tym przypadku wiedziałem, że to już koniec. Apropos Gusi to ostatnio „pozbyłem się” pewnego nawyku, który „uskuteczniałem” przez kilka ostatnich lat, od momentu, gdy zamknęła drzwi i nigdy więcej nie usłyszałem Jej głosu. Kiedy mijam Jej dom, nie wysyłam Jej już całusa, bo pomyślałem sobie, że teraz, nie wypada wysyłać całusów prawie żonatej kobiecie. Ciężko się odzwyczaić od tego plus minus pięcioletniego nawyku, ale jakoś idzie. Dla pewności kiedy mogę to omijam Jej dom.
Niech już kurwa przyjdzie lato!
Podziel się tym artykułem: