„ŻYĆ SZYBKO UMIERAĆ MŁODO” [„RULES OF ATTRACTION”]
Recenzja tylko dla dorosłych.
Historia kilku dni życia studenckiego trójki młodych ludzi: wiecznej dziewicy, homoseksualisty i zmanierowanego i znudzonego wszystkim playboya; wytyczana kolejnymi imprezami. Koniec fabuły.
Nie wiem dlaczego, ale nie umiem obiektywnie patrzeć na takie filmy. Zawsze mi się na wymioty zbiera podczas oglądania, a bohaterom nie szczędzę przekleństw. Dlatego parafrazując „Pump Up the Volume”, „Rules of Attraction” to pojebany film o pojebanych bohaterach w pojebanych sytuacjach, w którym to, że znajdują się wśród pojebanych ludzi i pojebanych sytuacji, wcale nie oznacza, że nie są pojebani. Musiałem to wykrzyczeć 🙂 bo w tym filmie nie ma absolutnie ani jednego bohatera, który wzbudzałby sympatię. No na upartego jest jedna taka osoba.
W zasadzie miałem mu wystawić 1(6), bo w ogóle mi się nie podobał, ale może to osobiste podejście do filmu przesłoniło mi jego przesłanie. Nic jednak nie poradzę na to, że nie widzę w nim żadnej metafory, a wszystko traktuję dosłownie i bardzo mi się to nie podoba. Jak widzę takich ludzi jak bohaterowie tego filmu, to mam ochotę zostać masowym mordercą.
Za kamerą i za scenariuszem do RoA schował się Roger Avary, który rości sobie duże prawa (i słusznie) do sukcesu „Pulp Fiction”. Sam jednak nigdy nie pokazał, że to dzięki niemu QT jest tym kim jest. Wręcz przeciwnie. Słychać w jego scenariuszach tarantinowskie brzmienia, ale poza tym ma za dużą skłonność do wywołania emocji u widza poprzez obrzydzenie mu obiadu. A, że wziął się za adaptację powieści Breta Eastona Ellisa (faceta od „American Psycho”) to już w ogóle wyszło z tego coś idealnie pasującego do kategorii: „Quentinowi wyskoczy pikawa z nerw”.
Kiedy przymknę oko na te wszystkie negatywne emocje, to nie mam filmowi nic do zarzucenia, ale dla mnie to i tak jest zwykłe gówno o gównianych ludziach. Nie polecam. Jak widać wzbudził we mnie emocje, ale nie takich emocji oczekuję po kinie.
***
„OKRUCIEŃSTWO NIE DO PRZYJĘCIA” [„INTOLERABLE CRUELTY”]
George Clooney w roli „hot shot” prawnika, specjalisty od spraw rozwodowych, któremu nagle zaczyna się nudzić ciągłe wygrywanie i zaczyna szukać jakichś nowych emocji. Okazja przychodzi w szpilkach sama, wraz z kolejną sprawą, w której nasz prawnik reprezentuje klienta, rozwodzącego się z Catheriną Zetą Jones.
Ani tak, ani siaki filmik braci Coen. Świat bez niego byłby taki sam, ale obejrzeć można do kotleta. Z jednej strony można wymagać od Coenów dużo więcej i jeśli ktoś jest ich fanem, to raczej myślę, że zrówna ten film z ziemią, ale ja fanem Coenów nie jestem więc nie będę gromami rzucał. Choć z drugiej strony… humor identyczny jak w przypadku „Ladykillers” i spodziewałem się po paru minutach, że uśmieję się tak samo, a tu nic z tego. W ogóle się nie uśmiałem.
Może i kogoś bawi szczerzący się co pięć minut Clooney, ale jakoś odchodzi ochota na śmianie, gdy sobie człowiek uświadomi, że za ten wyszczerz dostał solidną gażę. No, a Zetka to jedyne co robi w tym filmie, to dobrze wygląda.
Eee. Kiepski film. 3(6)
***
„POLICJA” [„DARK BLUE”]
Dziwna sprawa. Oglądałem to niedawno, a prawie nic nie pamiętam. Znaczyłoby to, że film kiepski, ale wcale tak przecież nie jest….
Dwóch mężczyzn napada z wyjątkową brutalnością na sklep spożywczy. Podczas napadu zabijają z zimną krwią kilka osób i jak gdyby nigdy nic odjeżdżają z łupem w siną dal. Sprawą napadu ma zająć się dwójka gliniarzy – doświadczony wyjadacz (Kurt Russel), oraz całkowity żółtodziób (Scott „Maślane oczy” Speedman”), który ledwo co zaczął służbę, a już miał dyscyplinarne kłopoty. Kilka dni śledztwa postawi na głowie życie obydwu z nich.
„Dark Blue” to nieco inne spojrzenie na tzw. kino policyjne. Jak widać z krótkiego streszczenia wszystkie klocki policyjnej układanki są na swoim standardowym miejscu, ale tym razem fabuła skupia się bardziej nie na gonieniu za badgajami, a raczej na podglądaniu tytułowej policji od wewnątrz i obserwowaniu brudnych gierek na każdym poziomie, począwszy od szefa policji, a skończywszy na zwykłych krawężnikach. Strach pomyśleć jak źle musi być u nas, skoro w Ameryce jest tak źle 🙂
„Dark Blue” to dobry i solidny film, ale bez specjalnych rewelacji. Ogląda się go „sprawnie” i nie nuży, ale do zachwytów nad nim daleko. Obsada fajna, jest na co popatrzeć, a po seansie zapomnieć, tak jak ja to zrobiłem, co widać po wstępie do minirecki. 4(6)
CDN
Podziel się tym artykułem: