Państwo Murphy mieszkali na przedmieściach australijskiego Perth. Wiedli spokojny żywot bez żadnych większych sensacji i pewnie nic by się nie zmieniło w ich uporządkowanym życiu, gdyby nie pewne zdarzenie, które spowodowało, że o tym małżeństwie w średnim wieku zaczęło być głośno nie tylko w okolicy. A wszystko zaczęło się pewnego deszczowego popłudnia 13 września 1984 roku.
Estelle Murphy, jak zwykła robić każdego dnia, przygotowywała właśnie podwieczorek, kiedy usłyszała dziwne odgłosy dochodzące z kuchni. Początkowo nie mogła zlokalizować źródła dźwięku, ale wyraźnie słyszała niepokojące kasłanie. Przerwała natychmiast robienie puddingu i zaczęła uważniej nasłuchiwać. Niestety nie usłyszała już niż więcej tego dnia. Przekonana o tym, że musiała się przesłyszeć, bądź iż za dziwne odgłosy odpowiedzialna jest jakaś sowa, która pewnie siedziała na drzewie tuż za otwarnym kuchennym oknem, Estelle wróciła do robienia puddingu i zapomniała o całej sprawie.
Wieczorem tego dnia, John Murphy, mąż Estelle, zapytał swojej żony tuż przed snem czy nie słyszała ostatnio dziwnych odgłosów w ich kuchni. Estelle natychmiast przypomniała sobie to, co wydawało jej się, że słyszała podczas przygotowywania puddingu. Przyznała mężowi, że faktycznie, słyszała odgłos przypominający kasłanie, ale myślała, że może się przesłyszała. Zaniepokojeni małżonkowie wybrali się do kuchni aby przez chwilę ponasłuchiwać odgłosów z niej dochodzących, ale nic nie usłyszeli. Wrócili do łózka, a przebieg kolejnych dni wskazywał na to, że może faktycznie oboje się przesłyszeli, gdyż tajemnicze odgłosy nie pojawiły się znów. Aż do 24 września.
Wtedy właśnie tajemnicze kasłanie znów rozbrzmiało swoim słabym, ale wyraźnym dźwiękiem. Estelle i jej syn Charles, wyraźnie je słyszeli, co więcej po chwili byli już pewni, że dochodzi od strony lodówki. Estelle natychmiast złapała za telefon i wykręciła numer specjalisty od lodówek. John Hemmings naprawiał lodówki od piętnastu lat, pierwszy raz jednak spotkał się z tak tajemniczym zjawiskiem. Lodówka wydawała się sprawna z wyjątkiem jednego, małego szczegółu. Nie sposób było sprawić, aby zaświeciło się w niej światło. Żarówka była sprawna, wszystkie obwody również, a jednak mimo wysiłku Hemmingsa światło się nie zapalało. Również kasłanie ustało na czas jego wizyty więc i z tym problemem nie mógł sobie poradzić. Orzekł, że nie wie co dolega lodówce państwa Murphy i poradził, aby po prostu kupili nową, bo według niego ta, nie miała prawa wrócić do dawnej sprawności.
Wbrew jego słowom następnego dnia lodówka działała bez zarzutu, a światło zapalało się zaraz po otwarciu drzwi lodówki.
I tak tajemnica lodówki pewnie nie zostałaby rozwiązana, gdyby pewnej nocy Estelle Murphy nie wstała i nie poszła do kuchni, aby napić się wody. To co tam zobaczyła spowodowało, że wypuściła z dłoni trzymaną szklankę. Z wysokości podłogi, tuż przy otwartej lodówce, spoglądał na nią mierzący nie więcej niż pięć centymetrów skrzat. Gdyby nie światło bijące z lodówki, nigdy by go nie dostrzegła. Zamarła w bezruchu, a tymczasem skrzat zdążył pobiec w stronę drzwi wyjściowych. Gdy Estelle doszła do siebie, skrzata już nie było.
Nikt z domowników nie słyszał nigdy więcej tajemniczego kasłania, a światła w lodówce nigdy już nie udało się zgasić, do czasu aż spaliła się żarówka.
Telefony Strefy 11 będą czynne jeszcze przez pół godziny po zakończeniu programu. Zapewniamy anonimowość.
Podziel się tym artykułem: