×

DZIENNIK BRYDZI NOWAK (30)

[autor: Raven]

1 sierpnia, środa
56 kilogramów (?), 41 papierosów, jednostki alkoholu – ciężko przeliczyć, kalorie – a kogo to obchodzi?! I tak tyję choć jem mało!! Buuu…

Cholera! Rano obudziłam się, głodna jak wilk. W dodatku waga oszalała chyba, bo przytyłam kilogram od wczoraj. Dieta chyba nie działa. Na dodatek, w ogóle nie mogłam nic zrymować z środą (Samanta powiedziała mi niedawno, że według najnowszych badań  nie można jeść czego się zapragnie w środy). Poszłam do Andrzeja i zaczęłam dobijać się do jego drzwi. Kiedy otworzył, sfrustrowana, głodna i nieumalowana, zaczęłam krzyczeć, żeby natychmiast zrymował mi coś ze środą. Wtedy z głębi mieszkania dobiegł mnie drugi męski głos:
– Środa? Brzózki kłoda!

Fuknęłam głośno, kopnęłam w drzwi, prawie łamiąc sobie duży palec i wróciłam do mieszkania. Wciąż wkurzona, wypaliłam paczkę fajek. – Co za pieprzeni kabareciarze! Chuj im w dupę!! – wykrzyknęłam czerwona ze złości. Zza ściany dobiegł mnie ich rechot i słowa Andrzeja – Oooj tak, czemu nie!
– Aaaaaaa! – kopnęłam fotel, nadwyrężając drugi palec. Chciało mi się rzygać po całej paczce Mocnych, za to zupełnie zniknął głód. Przez dwie godziny uspokajałam się powoli. Potem wstałam, wyjrzałam przez okno i zaczęłam szukać brzózek przed blokiem. Cholera! Zero brzózek! Same pieprzone topole!
– Uuuuhh! – zaczęły mi się trząść ręce. A w domu jak na złość zero alkoholu! Dopiero po godzinie, znalazłam pół butelki octu. Przepaliłam Mocnymi i jakoś wszedł ten ocet. Tylko kurcze, czkam cały wieczór.

[autor: Raven]

2 sierpnia, czwartek
?? kilogramów, ?? kalorii, 5 papierosów, 0 jednostek alkoholu.

O mój Boże! Rzygałam przez cały ranek po tym occie. W dodatku Andrzej przyszedł do mnie pożyczyć wałek (perwersyjna świnia!), no i zastał mnie w trochę dziwnej sytuacji. Zarzygane łóżko, zarzygany dywan, pety na podłodze, fotelu, ciuchy na…eee…na czym się da w sumie. No i ja, pieprzona Królewna Śnieżka pośrodku tego bajzlu. Wybełkotałam tylko – Ccocotyymimiittuu..błe, ik! – i zerzygałam się znów. Andrzej załamał ręce i zadzwonił po pogotowie. Przepłukali mi żołądek i dali do podpisania jakiś świstek. Zasnęłam, a pod wieczór obudziłam się w świeżutkiej, czystej pościeli, w pięknym pokoiku z widokiem na fabrykę mebli.

Nawet mi się to wszystko podobało, potem jednak zaczęłam się zastanawiać, gdzie ja jestem. Po zbiegnięciu na dół okazało się, że jestem w… klinice odwykowej. Pieprzony Andrzej zrobił mnie na szaro!! Żeby mu jaja uschły, a w odbyt wpuścili rozrobioną zaprawę murarską! Zadzwonił do Józefa, a ten tak się mną przejął, że umieścił mnie w klinice „Trzeźwość umysłu”. A mnie się nawet z mamą skontaktować nie wolno!!

Coś mi śmierdzi ten Józef. Taki bezinteresowny. Ale nie miałam czasu zastanawiać się nad nim zbyt długo. Dwie pielęgniarki zaciągnęły mnie do łóżka, po tym jak zdemolowałam im kantorek w napadzie furii, i wstrzyknęły coś. Pieprzone sado-masochistki! Jeszcze im pokażę.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004