18 lipca, środa
56,40 kilogramów, 1040 kalorii, jednostek alkoholu 14, papierosów 12
Czyżbym już do końca życia chudła po dziesięć deko. Złapałam za kalkulator i szybko policzyłam, że w ten sposób umrę w… ech, skasowało mi się, a drugi raz nie chcę mi się liczyć. W każdym bądź razie kto wie czy w końcu nie spełni się moje marzenie i nie zaczę wyglądać jak anorektyczka. Teraz takie mają duże wzięcie. Szkoda mi trochę tych moich w sumie fajnych piersi, ale czego nie robi się dla mężczyzn? Z drugiej strony ciekawe czy nawet jesli będe jadła furami to dalej bede chudła o tyle samo? Zobaczymy.
Spotkałam się dzisiaj z Moniką. Posiedziałyśmy w „Bezludnej wyspie” sącząc drink za drinkiem i rozmawiając. Nie wiem dlaczego kiedyś uznałam, że to straszna nudziara. Jest całkiem miła – tylko mogłaby się tak mocno nie malować. No i ubiera się trochę za bardzo jak dziwka. Z tym, że naprawdę ma co ludziom pokazać więc to drugie jest usprawiedliwione. Próbowałam pozbyc się tych myśli, ale nie udało się – cały czas myślałam jak fajnie byłoby pocałować jej piersi. Były takie jędrne i aż prosiły się o dotknięcie ich językiem…
Monika opowiedziała mi co tam się w pracy dzieje, jak to wszyscy martwili się aresztowaniem Pawła i takie tam pierdółki z życia sklepu komputerowego. Piłyśmy do tego dośc sporo więc pod koniec imprezy miałysmy nieźle w czubie. Szkoda tylko, że Monika nie jest juz moją przyjaciółką: cały czas dręczyły mnie myśli o jej piersiach. Gdy siedziałysmy w taksówce zbliżyłam się do niej i probowałam pocałować jej dekolt… cóż, Monika lesbijką jednak nie jest.
[autor: Quentin]19 lipca, czwartek
56,30 kilogramów, 4888 kalorii, 1 nieświeży oddech
Cały dzień miałam kaca. Moralnego też. Zadzwoniłam w południe do Moniki na numer sklepu, ale okazało się, że nie przyszła dzisiaj do pracy. Później zadzwoniłam do jej domu. Nawet odebrała, ale nie chciała słuchać moich przeprosin. Apropos przeprosin to przyszedł dziś do mnie Andrzej i przeprosił za swoje seksualne ekscesy. Powiedziałam, że nic nie szkodzi – nie miałam siłę na kolejną kłótnię. Andrzej zobaczył mój komputer. Powiedział, że na razie nie ma czasu, ale jak tylko nadarzy się sposobność to nauczy mnie obsługiwać grupy dyskusyjne. Tego jeszcze nie przerabiałam.
Pograłam trochę w sapera. Nieźle mi idzie, ale dalej nie mogę ułożyć tego największego. Klnę przy tym jak szewc – mam nadzieję, że nikt mnie nie słyszy. A nawet jeśli – kogo to obchodzi. Trochę straciłam rachubę czasu i zdziwiłam się, gdy sobie uświadomiłam, że jest już piątek… co, czwartek jest? Znowu się zdziwiłam.Niedługo sobota – może tym razem wyskoczę na jakąś balangę? Znowu schudłam dziesięć deko. Co jest? Jakiś Cygan rzucił na mnie swoją klątwę?
Zadzwoniłam do Pati. Znowu odebrał Benek. Nawet dziesięciu sekund nie gadałam z tym oblesiuchem. Nie dziwię sie, że Pati woli całymi dniami siedzieć w salonie kosmetycznym i sprzątać. Szkoda kobiety, że tak haruje za marne grosze no ale Benek jest strasznym skąpcem i gdyby nie ta praca to nie miałaby pieniędzy nawet na fryzjera.
Podziel się tym artykułem: