×

DZIENNIK BRYDZI NOWAK (15)

[autor: Quentin]

1 lipca, niedziela
56,88 kilogramów, 300 kalorii, 0 czasu na brzuszki i pompki

7 rano. Serce wali mi jak… nawet nie umiem znaleźć żadnego porównania. Jem sałatę i spadam na odczytanie testamentu.

19:00. Yo! Wróciłam. Właściwie to nie wiem czy się cieszyć czy płakać. Tak jak myślałam dostałam coś w spadku. Niewiele, ale zawsze. Problem w tym, że wolałabym gotówkę. No, ale nie można mieć wszystkiego. Co dostałam? Ciotka mieszkała w starym dworku, ale oprócz niego miała kilka innych „domków”. Każdy z kilkunastoma pokojami. Dowcip w tym, że trafił mi się największy. Trochę zaniedbany, ale na pewno nie rozpadający się. „Nieźle”- pomyślałam – „sprzedam go i po kłopocie”. Niestety dupa zbita. Ciotuchna wymyśliła sobie, że albo zrobię z niego hotel, albo wara od niego. Ech te ekscentryczne babcie. Na jaką cholerę mi hotel? Co ja wiem o hotelach? Ech. Za tydzień, została jakaś papierkowa robota i takie tam, pojadę do mojej nowej posiadłości na pierwszy rekonesans. Póki co palce trzęsą mi się z zimna, chłodny kurde ten lipiec, i trochę niewyraźnie piszę. Dam sobie spokój na dzisiaj.

[autor: Quentin]

2 lipca, poniedziałek
56,66 kilogramów, 1430 kalorii, 10 papierosów, 1 porcja alkoholu, 10 pompek, 0 siły na brzuszki

Tadam! Zrobiłam dziesięć pompek! Fakt, trochę oszukiwałam, ale co mi tam. I tak mnie nikt nie oglądał – najwyżej jakieś amerykańskie satelity.

Znowu zebrało mnie na wspominki. Zadzwoniłam do Patrycji i umówiłam się z nią na obiad. Patrycja chodziła razem ze mną do liceum – jej jak to dawno było. Jaka ja już stara jestem. Niedługo nikt się za mną nie będzie na ulicy oglądał. Fakt, faktem chudnę z dnia na dzień (niepokoją mnie te trzy szóstki w wadze), ale nadal grubas jestem. Nawet mi się w lustrze nie chce przeglądać.

Uch jaka męcząca ta Patrycja. Opowiadała cały czas o mężu. Benek to, Benek tamto, Benek siamto. Podobno ostatnio sam naprawił kran. Phi, też mi wielkie rzeczy. Nie takie rzeczy my ze szwagrem w Pułtusku… W ogóle Patrycja myśli, że ten jej Benek to pępek świata. po mojemu to on nawet nie jest pieprzykiem świata – choć podobno nieźle pieprzy! Ostatnio spieprzył kaloryfer – pomalował go jakąś śmierdzącą farbą. Tak, drogi pamiętniku. Zamiast powspominać licealne czasy nasłuchałam się jak to capi pomalowany kijową farbą rozgrzany kaloryfer… Zaraz! To oni palą w lipcu w centralnym? Poprzestawiało się w cabanach!

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004