Dziwna sprawa. Wiem o czym chcę pisać, ale nie wiem jak zacząć, bo tak naprawdę to nie wiem co chcę udowodnić. A może tylko chcę napisać wesołą (o zgrozo!) notkę, na ten jakże wdzięczny temat? Wszak prawdziwe okazy występują w tym serialu i jak tak spojrzeć na to dokładniej, to włosy dęba stają. A może to tylko ja mało wiem o życiu hehe. Tak czy siak ubaw po pachy, choć szczerze przyznam, że cholera mnie czasem bierze jak się biedulki skarżą, że „widocznie my Mostowiaki nie mamy szczęścia do mężczyzn”. A MOŻE ŹLE SZUKACIE CHOLERY JEDNE!! Znalazły się nieszczęśliwe, widzieli je. One biedne, niewinne i tylko faceci są be… No, ale przeważnie mniej się denerwuję 🙂 No to jadziemy, bo nie ma co przedłużać tego nieudanego wstępu.
Marysia – moja zdecydowana ulubienica. Zaznaczyć jednak zależy, że mam trochę przerwy w śledzeniu serialu i możliwe, że mnie coś ominęło. Na razie jednak najbardziej kibicuję jej, bo się laska nie daje i nie ogląda za każdym krawatem w Gródku. A przecież oglądają się za nią i spokoju nie dają. Jak nie sierotowaty Tomasz (nie wiem jak się skończyła przygoda z nim, ale zmroził mnie pocałunek Tomasz vs. Marysia w jednym z odcinków i nie wiem cholera czy coś było dalej. Mam nadzieję, że nie, bo moje zdanie o Marysi legnie w gruzach) rwący ją na muzykę („Marysiu, ach, nie odmówisz mi, musimy iść razem na próbę chóru” hehehe), to następny amator muzyki („Przypadkowo mam ze sobą magnetofon i najnowsze wykonanie utworów Mozarta na kompakcie” no ja nie mogę! 🙂 ) Artur. Marysia jednak dzielna jest. Nie wiem tylko jak to z nią było i z Januszem i obawiam się, że nie chcę wiedzieć. No, ale póki co wierzę w nią, że nie poprawia sobie samopoczucia tak samo jak i siostrzyczki. Choć, jasna cholera, Krzysztof jej nie ułatwia i cholera wie co to było z tym Januszem. Czekam z niecierpliwością.
A teraz to już same artystki zostały do opisania. Biedne i nieszczęśliwe…
Małgosia – hihi. Ta to jest zabawna. Małgosia… ach, jak to słodko i niewinnie brzmi. Niewinnie my ass. Michał (nawiasem mówiąc narzeczony z tej samej matki) wyjechał za wielką wodę, a tu zaraz był pod ręką Badecki, który miał przecież wobec niej czyste zamiary i na pewno ją kochał. Pracę dał, samochodem woził, no ale Małgosia była wierna i nie dawała się, choć czasem poświęcała się dla szefa biegając w kiecce z metką wżynającą jej się w tyłek. Długi jednak nie czekała, gdy przyszedł do niej list od Michała, w którym napisał, że już jej nie kocha. Szybki telefon, „kochanie nie płacz zaraz będę”, zmięta pościel. Badecki niespodziewanie jednak okazał się draniem (no cóż za niespodzianka!), Małgosia stwierdziła, że ma pecha, Michał wrócił, pogodzili się, Michał wyjechał, a Małgosia nauczona na błędach… nie, niczego się nie nauczyła. Pojawił się mój absolutny ulubieniec (odcinki z jego udziałem to była nieprzerwana porcja śmiechu) Napiórkowski hehe. No jacięniemogę! Nawet nazwisko miał podejrzane. No, ale lubił spacery, umiał mówić wierszem więc Małgosi nie trzeba było dużo żeby się poddać jego urokowi. Efekt? Hehe. Napiórkowski wyjechał, książka została. A potem żeby jeszcze dobić Małgosię, to z zagranicy wrócił Michał, a zaraz potem jego kolega… no, a znalezione przez Barbarę czasopismo gejowskie załatwiło sprawę. Ze też ten Sztefen gópi chce taką latawicę, to ja się dziwię. No, ale kto by tam Niemca zrozumiał.
Marta – buachachacha. Co się tu rozpisywać. Szkoda, że Jacka nie odkurzyli na dobre, bo to by dopiero była akcja. Łepkowska niestety nie poszła na całość, a mogło być tak: z Nowej Zelandii wraca zakochany w Marcie, Rafał. Rafał biedny się tam z synem widywał (zabójcze były te zdjęcia dołączone do maili 🙂 ), pracował byle gdzie, ale przecież Marta na niego czekała, nie? Nie! Norbert poderwał ją na „Pół żartem pół serio”, zawlókł do łóżka, no i Łukasz będzie miał teraz brata. Buachachacha. Zaraz, zaraz, to nie koniec tego co by mogło być. A w ogóle to Marta się bardzo brzydko zachowała. Kalekę samego w łóżku zostawić i uciec rankiem? No pani sędzino nieładnie! No, ale… rozumicie Rafał wraca z Nowej Zelandii, biegnie do ukochanej, a tu niespodzianka – „Rafał, ja ci to wszystko wytłumaczę”. Rafał nie chce jej znać. Norbert przeciwnie, hajtać się chce. A tu się okazuje jeszcze, że Jacek wrócił z rejsu całkiem odmieniony jak relacjonuje Marcie jej przyjaciółka (kolejne niezłe ziółko – mężata, co nie przeszkadza jej kochać się w Jacku) i jest innym człowiekiem. „Żywot żeglarza go tak odmienił?” pyta Marta, czym wywołuje u mnie salwę szczerego śmiechu… No i teraz aż się prosi taka scena (może się jej jeszcze doczekamy, ale Jacek chyba odszedł na dobre w odstawkę): Marta idzie sobie ulicą, a tu podjeżdża do niej na wózku Norbert z kwiatami i pierścionkiem zaręczynowym, zza węgła wyskakuje Rafał, mówi, że wszystko sobie przemyślał i nie ma Marcie nic za złe i też ma dla niej kwiaty i pierścionek zaręczynowy, zza innego węgła wyskakuje Jacek w biało-niebieskiej koszulce ruskiego marynarza i też niesie jej kwiatki, bo a nuż będzie go chciała z powrotem… Ach! Co by to była za scena! Szkoda, że Marta ma w sobie jeszcze trochę przyzwoitości, bo jakby jeszcze jednemu facetowi do łóżka wskoczyła (a nie ma skrupułów – zalicza zarówno kaleki, jak i samotnych ojców, czy też nałogowych hazardzistów) to by ją mogli z czterech stron na raz zaatakować. To by było widowisko!
No i parę słów o kobiecych indywiduach nie będących potomkiem Lucjana i Barbary (Barbary, którą Lucjan przecież też z dzieckiem za żonę wziął):
Hanka – Postanowiło się dziewcze hajtnąć z Markiem i mu ojcowiznę zabrać – zemsta za coś, co rzekomo zrobili kiedyś jego rodzice. Oni jednak tego nie zrobili więc ona odeszła od Marka, bo go nie kochała. Zadekowała się u swojego kumpla recydywisty po drodze obchodząc się niezbyt miło z Marysią, która straciła dziecko. Dziecko zyskała jednak Hanka i postanowiła wrócić do Marka, który nie bardzo chciał uwierzyć, że to jego dziecko. No, ale wszystko się ułożyło dobrze i wydawałoby się, że nic się złego już nie zdarzy. A dupa! Przegapiłem zaloty Sztefena względem Hani i nie wiem co z nich wyszło (pewnie nic, skoro się kumplują z Markiem, no ale to serial, a tam wszyscy się robią dobrzy niezależnie od tego jakimi by nie byli skurwielami), nie przegapiłem jednak cudownego pojawienia się wielkiej miłości Hanki z dawnych czasów. Co robi Hanka przykładna żona i matka? Pakuje dupę w troki, zostawia męża i dziecko i wyjeżdża z ukochanym dekując się razem z nim w hotelu. Na szczęście ukochany jest śmiertelnie chory (pewnie widzowie protestowali) więc Hanka wraca do rodziny, Marek jej przebacza i wszyscy są happy… Zobaczymy na jak długo. Czas żeby Marek zaczął ją zdradzać, a wtedy kto wie co zrobi Hanka.
Ewa – Hehe. „Nie możemy być razem, ja mam żonę” – mówi Krzysztof. „Mnie to nie przeszkadza” – odpowiada Ewa. Kwintesencja mjakmiłościowych kobiet 🙂 Nie wyszło im jednak razem więc co robi Ewa? Jedzie na dyskotekę, ląduje w ramionach nieznajomego i budzi się w ciąży. Ucieka do domu. Kolejna nieszczęśliwa samotna matka ach och. Na szczęście Januszowi to nie przeszkadza. No, ale Ewie jak najbardziej, bo spotyka się z nieznajomym z dyskoteki Leszkiem, olewa Janusza i wyprowadza się do Leszka żeby opiekować się jego chorą matką. Ach jak wzruszająco!
Madzia – Noc zapomnienia z Kamilem. Ciąża nie daje jednak o nocy tej zapomnieć. Następna nieszczęśliwa samotna matka. Traci jednak dziecko więc wszystko wraca do normy, szczególnie, że zakochuje się w bliźniaku. Co robi aby udowodnić miłość? Hajta się dla pieniędzy z ruskim piosenkarzem nie mówiąc oczywiście o niczym ukochanemu bliźniakowi. Ruski potrzebuje coś tam żeby zostać w Polsce stąd to małżeństwo. Bagatela, trzy lata i wezmą rozwód. A to ci niespodzianka dla nieszczęśliwej i niewinnej Madzi!
Kinga – pretensji multum do męża, choćby tylko za to, że wspomina przy niej jakieś inne imię żeńskie niż Kinga. Zapomniał wół jak był ślepy i kochający mąż na fiucie stawał żeby stał się cud rodem z „Esmeraldy” (tam poszli o krok dalej – niewidoma Esmeralda kochała się w dajmy na to Pedro, bo nie pamiętam imienia; Pedro miał dobry wzrok; Esmeralda na szczęście wzrok odzyskała, ale… wzrok stracił Pedro :)) ). Że też jej przychodzą te pretensje do głowy to ja nie wiem. Ale jak prawie pierwszej nocy we wspólnym mieszkaniu Kamil dobierał się do niej, całował ją i do biustonosza rozebrał (pewnie i więcej by było gdyby to nie był serial) to nie pamięta! W graniu w filmie z gołymi cyckami też nie widzi nic dziwnego, za to mąż, koleżanki Oli mieć nie może! Zresztą z tą Olą to jeszcze będzie się pewnie działo i będzie tu co dopisać o kolejnym kobiecym dziwadle z „M jak miłość”.
Teresa – zostawiła męża i córkę dla młodszego od siebie od kilka lat bliźniaka (piszę 'bliźniaka” bo nigdy nie wiem, który jest Piotr, a który Paweł). Potem jednak walczyła o córkę i zamieszkała z bliźniakiem i córką w jednym domu, ale przegrała z siecią supermarketów, w których pracowała i w których stukała w kasę w ciągłym strachu (to wtedy się wszystkie telewizje świata na Biedronkę uwzięły). No to wróciła do męża, a bliźniak o mało się nie zabił w ostatnim odcinku przed wakacjami.
Ja się naprawdę dziwię, że to się nazywa „M jak miłość”. Powinno się nazywać raczej: „B jak bo to zła kobieta była” hehe.
Podziel się tym artykułem: