Taki spacer to, mówię Wam, kopalnia tematów na notki do bloga. Nie wiedziałem, bo rzadko spaceruję. W każdym bądź razie tu i ówdzie różne dziwa można spotkać. Ot choćby na wystawach sklepowych. Na jednej z nich znalazłem informację „DZIŚ W SPRZEDARZY”, a pod nią listę przecenionych towarów. Żałowałem, że nie miałem przy sobie gotówki, bo jeśli w tym sklepie znają się tak samo na matematyce jak na ortografii, to chyba warto tam kupować. Na innym zaś sklepie, w drzwiach witała mnie karteczka z odręcznie napisanym „OBNIŻKA KURTEK”. Nie skorzystałem, bo spojrzałem na swoją kurtkę, która sięgała mi i tak do kolan i uznałem, że nie potrzebuje ona obniżenia. Swoją drogą ciekawe jak to obniżenie wygląda? Doszywają coś u spodu czy po prostu ciągną w dół do oporu? Do myślenia dała mi także pewna tabliczka z nazwą ulicy. „UL. PRZECHODNIA”. Hmm. Ciekawe czy to ulica poświęcona każdemu z przechodzących nią przechodniów czy może po prostu ulica ta leży na granicy jakichś dwóch dzielnic i na przykład w miesiące parzyste należy do jednej dzielnicy, a w miesiące nieparzyste do drugiej.
Natomiast całkowicie już rozłożyła mnie na łopatki pewna para. Idę sobie ulicą, a tu jakieś pięćdziesiąt metrów przede mną, przez ulicę przechodzi para pchająca przed sobą wózek z dzieckiem jak mniemam, bo nie widziałem przecież zawartości. On w czarnych dżinsach, puchowej kurtce i w czapce z logo jakiegoś znanego zespołu hiphopowego jak znam życie, a ona w butach ze szpicem na ostrym obcasie, obcisłych dżinsach, krótkiej kurteczce, z twarzą pomalowaną tak, że nawet z pięćdziesięciu metrów było widać, no i z dzikoblond, a właściwie platynowymi włosami. Oboje nie więcej niż osiemnaście lat. Szybko dośpiewałem sobie w myślach historię ich związku i szczegóły pojawienia się w nim bejbika, ale po chwili pomyślałem, że może źle ich oceniam. Może się kochają szczerze i gorąco, a bejbik jest owocem prawdziwej miłości. Tak myśląc przeszedłem obok nich, a chwilę potem, gdy mnie minęli usłyszałem dziki krzyk platynowej blondyny, którą obserwowałem od pięćdziesięciu metrów. Krzyk, słyszalny hen daleko pod samiuśkie Tatry, brzmiał następująco: „PUŚĆ MI DZIECKO!! WYPIERDALAJ!”
Podziel się tym artykułem: