Pewien kumpel opowiadał mi jak wrócił raz z jakiejś wiejskiej imprezy (on w ogóle na wsi zabitej dechami mieszkał). Była godzina czwarta rano, a on był jeszcze trochę pijany. No to pomyślał, że pobiega z godzinkę dookoła domu to przetrzeźwieje. Tak zrobił. Pobiegał do piątej i w końcu uznał, że czas już najwyższy iść do domu. Wchodzi po cichutku, dociera do swojego pokoju, rozbiera się po cichutku… Nagle otwierają się drzwi. Staje w nich Jego ojciec. Kumpel już zaczyna pisac testament, a ojciec mówi:
– O fajnie, że już wstałeś. Pomożesz mi na polu. Zbieraj się wychodzimy za dwadzieścia minut.
Podziel się tym artykułem: